MARGINES

MARGINES

 

Są takie sprawy, zjawiska, problemy, które zwykliśmy pomijać milczeniem lub wspominać o nich bardzo rzadko. Nazywamy je marginesem naszego życia, a taka kwalifikacja zwalnia z moralnego obowiązku powracania do nich, roztrząsania i wyciągania wniosków. Jeśli jednak marginesowi temu przyjrzeć się staranniej, to okazać się może, iż nie jest on faktycznie żadnym marginesem. Aktualna natomiast pozostałe wciąż sprawa, jak o tym pisać, by zainteresowanych nie urazić, amoralności nie usprawiedliwiać, a jednocześnie nie wybrać milczenia.

Tam, gdzie trzeba cokolwiek kupić, załatwić – tam są u nas kolejki. Bywa, że wielogodzinne, wyczerpujące siły, zabierające czas. Tam też ludzie starają się o uprzywilejowanie i tam właśnie na wszelkie przywileje innych uwrażliwieni jesteśmy szczególnie. Wśród upominających się o swoje przywileje są ludzie starsi, niedołężni, niejednokrotnie schorowani. O ile w normalnych warunkach widok człowieka starego, niedołężnie próbującego wejść na schody czy doczłapać się gdziekolwiek- wywołuje ludzkie odruchy i reakcje, to tutaj, wśród znużonych długim sterczeniem- budzi wrogość i bezwzględną niechęć do jakiegokolwiek uprzywilejowania. Tutaj nie ma żadnej taryfy ulgowej. Kto więc nie może wystać bo na to za stary, za słaby, ten musi się pchać, głośno dopominać swego. Z kolei im bardziej się pcha, im głośniej dopomina, z tym większą wrogością, tym gwałtowniejszą reakcją styka się ze strony reszty oczekujących. Wcale więc nie aż tak rzadko widuje się u nas ludzi starych w sytuacjach nie licujących z ich wiekiem, ludzi niedołężnych i kalekich budzących swoją ułomnością niechęć, a zachowaniem oburzenie.

Starość o ile nie może być zamożna, to powinna być z całą pewnością godna. I nikogo, kto uważa się za spadkobiercę wartości podstawowych naszego kręgu cywilizacyjnego sytuacje takie, jak te choćby- przed naszymi sklepami- nie uwolnią od pytania o to, czy nasze warunki dają szansę, starości godnej. Bez względu bowiem na to, jak wielkie rodzą się trudności przy próbach jednoznacznego określenia co należy się starym, a co młodym w sytuacji, kiedy dla jednych i dla drugich tego, co im potrzeba jest stanowczo za mało, to przecież na pytania takie trzeba jednoznacznie odpowiedzieć. W przeciwnym wypadku zgotujemy sami sobie los straszny, bo jakiż inny mógłby on być w społeczeństwie, gdzie uwarunkowania ekonomiczne, choćby i najgorsze, najbardziej dokuczliwe, miały być wystarczającym powodem do utraty tak podstawowych wartości, jak szacunek do wieku, niesienie pomocy słabszym, ułomnym, kalekim. A właśnie w sytuacjach, kiedy starzec dochodzić musi swoich przywilejów laską, rodzą się postawy tym wartościom nie tylko obce, ale i aktywnie wrogie.

Same tylko apele i odwoływania się są w tej mierze równie skuteczne, co wszelkie inne utopijne rozwiązania. Chodziłoby raczej o konkretne decyzje, jasno i precyzyjnie sformułowane rozporządzenia określające – dajmy no to – odrębne dni czy godziny urzędowania w jakich ludzie ci powinni być przyjmowani. Chodzi o faktyczny parasol ochronny, który uchroni nas przed utratą wartości, nie dających się u nikogo pożyczyć, ani samodzielnie -w krótkim czasie- wypracować.

Innym zjawiskiem, które także skłonni jesteśmy traktować marginesowo wbrew jego randze, tak tamo, jak owych staruszków w kolejkach jest – alkoholizm. O piciu i pijakach piszemy i mówimy wprawdzie bardzo dużo, ale najczęściej nie wszystko, nie do końca. Niektórych rzeczy nie mówimy w obawie przed tym, aby przypadkiem nie usprawiedliwić, nie rozgrzeszyć nałogowców lub też nie skłonić pijących do picia z głębszą, a przez nas dostarczoną motywacją. Chodzi mi o przyczyny picia wśród których słusznie dostrzegamy naszą obyczajowość i szereg innych równio trafnie wskazanych. Nie mówimy jednak o tym, że przyczyna ta leży także w warunkach naszej egzystencji; w tym, za owa półlitrówka, choć droga jest, to przecież bliższa niźli cokolwiek innego, bardziej trwałego, czego zdobycie wymaga nie tylko odkładania całych naszych miesięcznych poborów ale jeszcze dodatkowo zachodu, biegania i starań bez liku. Mówić o tym trzeba nie po to by pogłębiać naszą apatię czy wyważać otwarte drzwi – wszak wiemy o tym, jak się nam żyje- lecz po to, by ostrzegać się wzajemnie przed niebezpieczeństwami, jakie warunki te stwarzają.

Tak więc oprócz wielu innych rzeczy do których musieliśmy się przyzwyczaić, lub nauczyć, aby egzystować w naszej kryzysowej rzeczywistości, dołączyć musieliśmy także umiejętność stwarzania sobie sztucznego horyzontu. Sztucznego, gdyż nie wyznaczają go w sposób automatyczny relacje między poborami, a cenami, między naszymi potrzebami, a faktycznymi możliwościami ich realizowania, zaspokajania. Kto tej umiejętności nie posiadł, ten bardziej podatny jest na apatie, mniej zborny wewnętrznie, poskładany. Ten częściej i chętniej sięga po kieliszek, który nie jest dla niego dodatkiem, urozmaiceniem życia – lecz jego niezbędnym elementem, składnikiem stałym i koniecznym. To sobie trzeba uświadamiać, o tym koniecznie pisać, mówić i przed tym ostrzegać.

 

Tadeusz Wojewódzki

Dziennik Bałtycki, 187 (12429) 6 września 1985

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.