Władza.

Władza.

 

Odwieczne i wciąż aktualne jest pytanie o to, kto tu rządzi. Bo też w rzeczy samej – kto?

A wszystko zaczyna się od domu. Każdy dom ma przecież twojego pana domu czyli władcę. Za tym, żeby to on właśnie trzymał wszystko w garści, a nie – dajmy na to ona – przemawia bardzo wiele. Przecież to on poświęcił swój stan kawalerski. On zrezygnował z ciepła matczynej piersi. On wreszcie nałożył kajdany małżeńskiej niewoli, i po co to wszystko? Po to właśnie, by dźwigać brzemię władzy domowej i ciążącej nań odpowiedzialności wobec historii. Za dom, żonę i za dzieci. Każdy mężczyzna żonaty dobrze o tym wie i nikomu z nas zarzucić nie można, że się obowiązku władzy domowej wyzbywamy, że pragniemy uciec przed obowiązkami ze sprawowaniem tej władzy wiążącymi się, że wreszcie uciekamy przed odpowiedzialnością.

Najpoważniejszą bodaj przeszkodą w wypełnianiu obowiązków pana domu jest jednak rodzina, a już szczególnie małżonka. Nie kto inny, jak ona przecież, nie potrafi zrozumieć, że rola pana domu zobowiązuje do wielu dodatkowych powinności, od których ona automatycznie jest zwolniona. Takim – dla przykładu – obowiązkiem jest chociażby reprezentowanie rodziny na zewnątrz, utrzymywanie stosunków towarzyskich z głowami innych rodzin, z panami  domów zaprzyjaźnionych, sąsiadujących, itd. Rodzina właśnie, a już w szczególności małżonka pojąć nadto nie potrafi wielu innych jeszcze spraw, jak ta chociażby, że władza musi mieć dostęp do oświaty, bo inaczej w rodzinie będzie zabobon, głupota i nędza. Pan domu czy tego chce, czy też nie – musi obczytać codziennie gazetkę, musi popatrzeć na telewizor, posłuchać ewentualnie radyjka. Po to właśnie, żeby był w „kursie dzieła” żeby wiedział co nowego na świecie i jak do tego przygotować własną rodzinę. I żeby mu potem w rodzinie nie pyskowali: „Uczta się na uniwersytetach, nie uczta się na błędach”.

Rodzina ponadto, a już w szczególności ta gorsza ze strony żony, ani rusz pojąć nie może, że pan domu nie jest od takich drobiazgów, jak załatwianie mebli, wiercenie dziur w betonowych ścianach czy dorabianie marnych groszy na fuchach czy połówkach etatu. A nie jest od tych spraw i być nie może, gdyż ma on sprawy ważniejsze na głowie, bo wagi rodzinnej. I nikt mu tych spraw, ani tej odpowiedzialności z głowy nie zdejmie.

Próby podkopywania- władzy tą jednak podejmowane bez przerwy.

A mieć władzą, dzierżyć ją i jednocześnie o nią walczyć, to jak na jednego człowieka stanowczo za dużo. Nie każdemu więc sił w tej walce starcza. Wielu coraz częściej poddaje się, pada. Ale tylko pozornie, bo kto raz władzy zasmakował, ten się jej będzie trzymał rękoma i nogami. Tak więc z rozbudzoną świadomością władców dawni panowie domów swoich własnych, a obecnie już tylko ich mieszkańcy opuszczają codziennie rano dawne swe królestwa udając się do pracy. I pomni są tego, że gdzie, jak gdzie, ale we własnych domach to rządzić już oni nie będą. No więc ruszają, do roboty nasi wodzowie. Zgłodniali, stęsknieni panowania, które zostało im w domach własnych odebrane, marzą o jednym tylko: o odrobinie choćby władzy, o tym, by komukolwiek mieć okazję coś kazać, czegoś zabronić, na coś nie pozwolić.

Najlepiej ma kierowca autobusu. Taki wie, co może w domu, ale za to kiedy już usadowi się za kierownicą bardziej tub mniej podmiejskiego autobusu, to może stanąć na przystanku, albo i nie, może jechać, ale nie musi, może ludzi wpuścić, ale równie dobrze może ich trzymać na deszczu, na mrozie, na wietrze. I już! Bo on tutaj rządzi. A jak już porządzi, to weźmie teczuszkę pod pachę, skuli się w sobie i chyłkiem czmychnie co prędzej do domu, bo jak się spóźni pięć minutek, to mu mamuśka takie manto sprawi, że popamięta i wiedzieć będzie, że żonki nie trzeba denerwować. Bo taki wie, że śmieci czekają na niego, że wyprać trzeba jeszcze pieluchy i zrobić wiele innych rzeczy. No i dotrwać jakoś do ranka, kiedy to znów przypnie na zatrzaskach swą lwią grzywę i w rozbudzonej świadomości władcy ruszy z domu, by innym kazać. By rządzić.

I czy to jest pan konduktor, pan urzędnik, portier czy kierowca, równie mocno cenią sobie darowane im te kilka deko władzy, z których zrobić potrafią w krótkim czasie całe nawet tony.

Miłe panie! – A może by im tak pozwolić rządzić troszkę więcej w domach…

 

Tadeusz Wojewódzki

 

Dziennik Bałtycki, 199 (12441) 20 września 1985

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.