SZCZĘŚCIE

SZCZĘŚCIE

 

Mało kto uważa siebie za szczęściarza, a własne życie za szczęśliwe. Bardziej skłonni jesteśmy posądzać o to innych.

Kiedy – wyjdziesz – szczególnie wiosną – w niedzielne popołudnie na deptak i wybierzesz się tam z własną żoną oraz dziećmi, ujrzysz nieoczekiwanie niejedną parę małżeńską tak szczęśliwą, że aż na pierwszy rzut oka skręcić może człowieka ze wściekłości. I w skrytości ducha myśleć zapewne będziesz, że szczęśliwy to zaiste mężczyzna, który wzrokiem tak pełnym uwielbienia obrzucany jest przez swą małżonkę, mężczyzna, do którego tamta czuli się i przytula tak pieszczotliwie. Łypniesz też kątem oka na tę swoją, która lezie obok po to tylko chyba, żeby cię pilnować czy aby zbyt długo na inne się nie gapisz. Przełkniesz też myśl o tym, że do tamtego szepcą na ucho ciepłe, miłe słowa, a ty jak już coś od tej swojej usłyszysz, to nie wiesz czy śmiać się powinieneś czy zapłakać szczerze. Same tylko wyrzuty i nic więcej.

To samo z dziećmi. Cudze idą, jak normalne dzieci. Czyste, schludne i uczesane. Nie tłuką się, nie szamocą, nie ganiają. A twoje? Doprawdy jedno wielkie kłębowisko rąk, nóg i wciąż porwanych portek. Jeden krzyk i awantura. Jak każesz iść, to stoją, poprosisz, żeby stali, to właśnie wtedy ganiają. Mijają się znajomi i zależy ci, żeby jakoś przed nimi z całym tym przychówkiem wypaść, to akurat w takim momencie twoje gagatki muszą sobie nogi podstawiać, a jak dobrze pójdzie, to jeszcze który rzuci jakimś brzydkim słówkiem. Inni mają normalne dzieci, ale wiadomo przecież, że ludzie to szczęście mają.

Opowiadał w prący taki jeden o upojnej nocy spędzonej z młodą dziewczyną. Nie, żeby i tam zaraz takiemu zazdrościł. Jeśli ci jakaś w ogóle myśl zaświtała kiedyś w związku z taką młodą dziewczyną, to jedynie taka, że można by ją ewentualnie adoptować. I nic ponad to. Ale myślisz sobie o tym, jak to jest, że tamtemu łgarstwo każde na sucho uchodzi, każde oszustwo w domu się uda. I szacunek ma i uznanie jakie. A tobie człowieku spać na wycieraczce każą gdy tylko godzinkę później z pracy wrócisz, z domu cię wyrzucają, jak piwko sobie gdzieś z kolegami po drodze nieopatrznie wypijesz. I niech ci ktoś powie, że ci inni szczęścia nie mają…

O tym, że ze szczęściem nie łączy ciebie akurat zbyt wiele- przekonujesz się codziennie na każdym kroku. Myślisz więc o tym, że wstawałeś codziennie przez trzydzieści lat grubo przed szóstą, że ręce urabiałeś sobie po łokcie i z wielkiego rozpędu dorobiłeś się starych już teraz gratów, a w tym także jeszcze starszej „Syrenki”. Taki sąsiad z góry nie wstaje nigdy przed dziewiątą, do pracy jeździ nowym ropniakiem, a w pracy ma takich, jak ty, do roboty. Sąsiad żyje, a ty ledwo koniec wiążesz z końcem. Ale on i wielu innych jeszcze, którzy na kontrakt zagraniczny wyjechali – mieli najzwyczajniej to, czego ty akurat nie masz – szczęście.

Zamykasz się więc w sobie i myślisz – jak to jest z tym szczęściem, że do innych przychodzi, a ciebie z daleka omija. Ani szpetny nie jesteś nad wyraz, ani gorszy, gdyż nie bardziej złośliwy od innych, nie bardziej też rozpustny. I jak się już w te chmurne myśli zagłębisz tak na dobre, jak już przypomnisz sobie ze smutnego żywota przypadki najbardziej tylko dobitnie o twoim braku szczęścia świadczące, to żal serce ci ściśnie. I gdybyś wilkiem był, to wlazłbyś pewnie na dach i wył do księżyca przez pół nocy. Ale z twoim szczęściem… Zaraz by cię sąsiedzi za rękawy z tego dachu ściągnęli, albo – co gorsza – sanitariusze, z kaftanem o nadzwyczaj długich rękawach i co najmniej na trzy miesiące zabrali. Siedzisz więc potulnie, nie wyjesz, tylko w sobie te smutne myśli żujesz.

Bo też w rzeczy samej – jak to z tym szczęściem jest? Nie ma w tej sprawie mądrych, nie ma recepty, nie znają jej szczęśliwi, a tym bardziej ci, którzy na brak szczęścia narzekają. Wiadomo natomiast ponad wszelką wątpliwość jakim sposobem zostać można najbardziej nieszczęśliwym z ludzi. Trzeba uczynić z siebie pępek świata. Z siebie nie dawać innym niczego, od innych wszystkiego oczekiwać, najlepszego się spodziewać i wymagać. Mieć pełną nad innymi świadomość swojej wyższości, ich wad, win i w tym upatrywać główną przyczynę własnych dolegliwości. Mieć wszystkiego od innych więcej, lepiej, szybciej. I tylko do tego dążyć.

Nie twierdzę, że rezygnacja z takiego zachowania pełnię szczęścia człowiekowi daje. Twierdzę natomiast, że wśród najbardziej z nas nieszczęśliwych są tacy, którzy z zachowania owego nigdy – w części nawet nie zrezygnowali i nie zrezygnują.

 

Tadeusz Wojewódzki

„Dziennik Bałtycki” 6 lutego 1987

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.