SAMOPOCZUCIE

SAMOPOCZUCIE

 

Każdy z nas dąży do lepszego. Chce lepszego. Chce lepiej mieszkać niż mieszka, lepiej jeść, lepiej się ubierać. Chce także być kimś lepszym niźli jest faktycznie. A w każdym razie czuć się właśnie tak. Nie zawsze jednak nam to wychodzi. Dasz na przykład dwadzieścia złotych szatniarzowi w kawiarni z takim gestem, że reszty nie trzeba, a ten resztę ci łaskawie wyda i podziękuje jeszcze z taką miną, że uzmysłowisz sobie od razu: przecież on na jednej paczce „Caro” – spod szatniarskiej lady – zarabia równo dziesięć takich napiwków, jak twój.

Ludzie robią jednak bardzo wiele, bardzo dziwnych rzeczy po to właśnie, żeby czuć się kimś lepszym. Każdy ma swój własny, wypróbowany na taką okoliczność sposób. Pamiętam właściciela „Poloneza”, niskiego, chudego, szpakowatego pana, który za wymianę oleju zapłacił mniej niźli dał napiwku. W zamian usłyszał, że będzie w tej wymienialni zawsze bardzo mile widziany. Do samochodu wsiadał taki szczęśliwy, że niewiele brakowało, a uszkodziłby drzwi swego „krążownika”, rozwierając je w szarmanckim geście. A jaki dumny był… Zdawał się teraz przy innych, czekających w kolejce, co najmniej dwumetrowym facetem.

Nie gorzej zapewne czuła się nasza koleżanka z pracy, gdy zjawiła się w biurze w nowym, tak dużym, że prawie większym od niej kożuchu. Wprawdzie na nowe buty i całą resztę do owej kożuchowej całości przyjdzie jej teraz czekać lat co najmniej pięć, a jak zarobki nie podskoczą, to może nawet i dłużej, ale widać przecież było, że w kożuchu owym nosi się co najmniej tak pysznie, jak paw ze swym ogonem w oliwskim zoo.

Powie ktoś, że śmieszni jesteśmy w tym naszym dążeniu do poprawiania sobie samopoczucia. Że to grzechy naszej historii wyłażą z nas wtedy, gdy urządzamy wesela dla stu osób, kiedy kupujemy kożuchy za półroczne wynagrodzenie lub trzepiemy dywany, ozdobę naszych mieszkań nie po to, żeby czyste były, gdyż i tak są lecz po to, żeby wszyscy widzieli jakie one piękne. Że to kompleksy i galicyjskie nawyki wyłażą z nas, gdy piszemy sobie na drzwiach, że tutaj właśnie, a nie gdzie indziej mieszka technik elektryk lub magister skończony. I wiele zapewne w tych zarzutach racji, wiele w nich słuszności. Ale też powodów mamy znacznie więcej, niźli mieszkańcy bardziej od naszego cywilizowanych krajów, do tego, by poprawiać sobie samopoczucie choćby w sposób najmniej racjonalny choćby ze zdrowym rozsądkiem nie mający zbyt wiele wspólnego. A powodów tych jest na co dzień co najmniej tyle, ile sytuacji, w których poczucie bezsilności wobec okazywania nam tego, że jesteśmy nikim lub niczym, jest jedynym, co czuć jeszcze można.

To przecież nie z opowiadań o fantastycznej krainie znamy te setki nadętych twarzyczek lub twarzy takich, że za sam wygląd należałoby się co najmniej kilkanaście latek. Z autopsji znamy te kwadratowe gęby o płaskich czołach i tłustych karkach, te fizjonomie do których nie dociera nic, które wszystko wiedzą, rozumieją zawsze lepiej, cierpią za miliony i decydują za ilu się da.

Poczynając od szefa, który też szefa ma, a tamten nie myśli o nim nigdy, że ten też człowiekiem jest, a kończąc na ludziach w stosunku do których jesteśmy i chcemy czy nie chcemy – bywamy przecież petentami, klientami, panami i paniami – wszędzie, na co dzień stykamy się z ludźmi, którzy utwierdzają nas w przekonaniu, że gorsi jesteśmy, niźli- chcielibyśmy być, że jesteśmy niczym, że można nas sponiewierać, nawrzeszczeć na nas, wyprosić z pomieszczenia, wyrzucić.

Dlatego i my wrzeszczymy, rozpychamy się łokciami i dochodzimy wreszcie swego albo niczym dzikiej bestii ochłapy na kiju tak my różnym paniom Basiom, podajemy zza pazuchy czekoladki, kawkę i coś tam jeszcze tylko po to żeby nas, nie niszczyła psychicznie, nie gniotła pod ciężarem bezczelności przy załatwianiu tego, co jest jej obowiązkiem. Łasimy się niczym kundle w mięsnych sklepach, żeby nam pani sklepowa, mniej łoju i kości na naszą kartkową porcję zapakowała, żebyśmy się nie musieli awanturować, oglądać rzeźnickiego noża przed nosem i słuchać tej zdrowej, ludowej, odpornej na każdy argument, rzeźniczej śpiewki.

Mamy okazji bardzo wiele, by czuć się źle, podle czy wręcz niegodnie. Mamy więc też i powody, by poprawiać sobie samopoczucie. A że robimy to tak śmiesznie, dziwnie, nieracjonalnie… Skoro nie po trafimy żyć tak, aby pracując nie pozbawiać innych dobrego samopoczucia, zostawmy tych ludzi w spokoju chociaż wtedy, kiedy samopoczucie to poprawiają sobie sami na swój własny i dla nich skuteczny sposób.

PS. Panu Wacławowi K. z Gdańska, Ryszardowi K. z Nowego Portu, Marianowi K. z Orłowa, Markowi S. z Rumi, Ryszardowi M. z Oliwy i Barbarze M. z Oliwy dziękujemy za listy, i obiecuję podjęcie proponowanych tematów.

 

Tadeusz Wojewódzki

Dziennik Bałtycki, 67 (12894) 20 marca 1987

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.