BRAKI

BRAKI

 

 

Pod koniec każdego roku opanowuje nas szał bilansów, podsumowań i wyciąganie wniosków. Wtedy to właśnie niczym grzyby po deszczu mnożą się w radiu, telewizji i „na łamach” różni tacy, pytający i pytani o to, jak minął nam ów rok, jaki był. Z większą i mniejszą dozą optymizmu sięgać się będzie pamięcią do faktów, zdarzeń i zjawisk. Posypią się cyfry, dużo cyfr, by życie ujął w skali, globalnie, średnio i przeciętnie. Będzie też mowa o tym, co drgnęło, co ruszyło i rusza się nadal, co dobrze stoi, a co jeszcze lepiej leży. Tak właśnie mówiło się pod koniec roku wczoraj i przedwczoraj. Nic nie wskazuje na to, aby dzisiaj mówić miano inaczej. Pojawią się więc w naszych bilansach te same luki, te same braki.

 

Brakować więc będzie w tegorocznych podsumowaniach sugestii co do kierunku zmian w etyczno-moralnym pejzażu naszej realności. Prawdę powiedziawszy trudno o mniej wdzięczny obszar do statystyczno-bilansowych uogólnień, niż ów moralny właśnie, ale trudno też o zwierciadło bardziej dokładne i bezwzględne w ujawnianiu tego, co się faktycznie z nami dzieje, w jakim kierunku zmierzamy, co zyskujemy, a co w ostateczności tracimy i to być może bezpowrotnie – w tkali jednego, ale i kilku nawet pokoleń. Nad takimi brakami w naszych bilansach i podsumowaniach, nad pomijaniem tych kwestii, mniej lub bardziej świadomym milczeniem, można by przejść do porządku dziennego, gdyby nie mnogość niepokojących wręcz sygnałów dochodzących z tego, właśnie obszaru.

 

Sygnałem takim jest dla mnie moralna zadyszka, ów swoisty, krótki oddech, który wciąż daje się słyszeć też za własnymi plecami. Wielkie ideały i takież wartości spłaszczyły się nam, spławiały i spowszechniały, by egzystować w strefie kaszanki i kiszonej kapusty. Zauważa się to przede wszystkim w codziennych naszych rozmowach. Tych w pracy, w elektrycznej kolejce i kolejce przed mięsnym sklepem. Zauważa się, że ludzie już nie rozmawiają ze sobą, lecz bełkoczą owładnięci myślą zdobycia na przykład garów, które właśnie „rzucili”, żeby już nie wspominać o całej masie rozmaitości od igły do maszyny, aż po luksusowy, plastikowy, kolorowy i zdrowotny… nocnik dla dziecka. Ludzie bełkocą, po domach owładnięci euforią zdobyczy w postaci grubych, ciepłych kalesonów lub nieprzyzwoicie cienkich i skąpych w swej materii, wręcz „anormalnych majtek”. Bełkoczą na prywatkach i na przyjęciach. Jest to bełkot wymuszony przez życie i jego potrzeby, przez to ile zarabiamy, co za to możemy kupić, co potrzebujemy, aby nam co nieco nie przemarzło do szpiku kości lub co innego nie przykleiło się od środka do kręgosłupa.

 

To, że ludzie rozmawiają sobie o zdobywaniu czekolady na kartki lub jałowcowej – nie jest jeszcze, samo przez się, powodem do wyrywania sobie włosów z głowy. Rzecz w tym jednak, że owe kiełbaski, czekolady i coś tam jeszcze – wyznaczają nam naszą perspektywę moralną, że problemem do rozmowy, do zastanowienia się nie jest już dla nas moralność czy amoralność dróg zdobycia owych rzeczy lecz jedynie sam efekt. Wszak chodzi jut tylko o to, aby je mieć. A czy to wyżebrane u bogatszych, czy kradzione, czy skombinowane – to jest zupełnie bez znaczenia.

 

Pogląd, iż amoralne, nieuczciwe i niegodne jest dawanie w „łapę” panu oraz pani -do „rączki” brzmi, jak melodia z dawno przebrzmiałej płyty. Człowiek, który taką myśl  głośno formułuje traktowany jest jak indywiduum z innego, obcego nam obszaru kulturowego. Krótko mówiąc: zamiast opozycji : moralne – amoralne, mamy już tylko : skuteczne – nieskuteczne, bezpieczne – niebezpieczne, drogie – znośne w cenie.

 

Tę moralną zadyszkę przyrównać można – takie odnoszą wrażenie – do grypy, która w okresie szaleństwa tego wirusa kładzie wszystkich równo, bez względu na płeć, zawód i wykształcenie. Nawet w zawodach, których etyka ma historię swoją  równie długą, jak nasza, europejska cywilizacja, słychać teraz kaszel i pociąganie nosem, które to wraz z objawami temperatury stały się już nieodłącznymi elementami ludzkiej, w tych zawodach, egzystencji. Nawet tutaj bardzo niegdyś bogata sfera wartości kurczy się do tych, których obecność zagwarantowana jest li tylko ich konkretnością, namacalnością i przeliczalnością na inne, wymierne i wymienne wartości.

 

Jak owej zadyszki, tak też nie będzie w naszych podsumowaniach mowy o tym ilu z nas świadomie niechętnych, wręcz wrogo nastawionych do wszystkiego, co amoralne, złamało się myśląc teraz nad jednym głównie : jak wkomponować się możliwie bezboleśnie i skutecznie w układ, z którym walczyliśmy, w sytuację, której nie chcieliśmy, której staraliśmy się uniknąć, której pragnęliśmy jeszcze nie tak dawno temu zapobiec.

 

Będzie też w tych brakach zajmować miejsce poczesne wieść o tych, którzy wczoraj jeszcze pewni byli, wiedzieli jak wychowywać własne dzieci, czego ich uczyć, a czego zabraniać, a dzisiaj popadli w stan osłupienia, braku pewności, jasności celów oraz metod ich osiągania.

 

Braków tych nie zapełni także osobista nasza refleksja, boć tego typu zmiany zauważa się u siebie najtrudniej, najpóźniej, a efektem ich jest jedynie gorycz i żal po czymś co było, a czego już nie ma.

 

A może ktoś w tym bełkocie i zadyszce jednak powie, że nam na czas wielu bardzo wartości nie dowieźli, żeśmy się przez ten rok jakby i gorsi przez to stali. Nikomu to przecież nie zaszkodzi, a zawsze dodać będzie można, że być może jutro dowiozą, że być może rzucą gdzieś w okolicy, więc się człowiek zdoła jeszcze załapać.

 Dziennik Bałtycki, 295 (12230) 14 grudnia 1984

 

Tadeusz Wojewódzki

 

 

Jeden komentarz do “BRAKI

  1. Adam Wojewodzki

    To nadal bardzo aktualne; zmieniła się tylko techniczna strona zagadnienia, zamiast gdzie 'rzucili’ na jak zarobić…

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.