OCENIANIE

OCENIANIE

 

To się tylko tak mówi, że nie zależy nam na tym, jak na tym, jak nas oceniają. Zależy. I to jak bardzo. O dzieciach zwykliśmy mawiać, szczególnie z klas pierwszych, że bardzo się ocenami przejmują. Dorośli często oceny takie odchorowują. Ocenienie ludzi, ich pracy zawodowej ma więc, jak większość tego, co nasze, swój wymiar poważny, nieomal tragiczny, ale czasem także wyraźny aspekt satyryczny.

Akurat ten pan siedzi i gryzie się. Jego całoroczną pracą oceniono na czwórkę. Nie, nie jest uczniem, ale uczy. Ocenia się więc go tak samo jak ucznia – na stopnie. Uczeń z czwórki często jest rad, ale nauczyciel? Uczniowie tego pana średnią za ów oceniony rok mają niewiele poniżej piątki. Tacy to mają się z czego cieszyć.

Ale pan nie miał do nich zbyt wielu krytycznych uwag. Sam natomiast nabroił nie lada: za rzadko korzystał z pomocy audiowizualnych, a poza tym w dzienniku nie postawił kilku myślników w stosownych rubrykach, nie wspominając już o uchybieniach tak ewidentnych, jak brak podpisu pod jednym z kilku tuzinów wyliczeń uczniogodzin, klasodniówek, człekoobecności. Zamazał przez to klarowność obrazu procesu dydaktycznego.

Siedzi więc pan i się gryzie. A ma faktycznie czym się gryźć. Nie wie już teraz, jako nauczyciel czwórkowy czy jego piątka postawiona uczniowi tyle samo warta jest co piątkowej koleżanki, czy też wartości takiej nie posiada. Może – jako czwórkowy – winien stawiać teraz szóstki, może piątki z wykrzyknikami? Nie wie. Ale pociesza się myślą, że jeszcze większe problemy ma koleżanka trójkowa.

Przyglądając się tym ocenianym na stopnie odnieść można wrażenie, iż są ofiarami zemsty uczniowskiej, która przez długie lata szkolne wzbierała i wzbierała, aż tak wyrosła i dojrzała, że decydować już mogła nie tylko o własnym, ale także nauczycielskim losie. Od momentu zniesienia kar cielesnych stopień jest w zasadzie jedynym strachem w szkole. Straszyli nim nauczyciele – uczniów. Uczniowie wyrośli i zdecydowali, że oceną straszyć się teraz będzie w szkole wszystkich – nauczycieli także.

Jeśli nawet ocenianie na stopnie nauczycieli nie jest zemstą dorosłych uczniów skazujących swoich byłych „ciemiężycieli” na wieczną (do emerytury) udrękę życia w dorosłym świecie, z widmem wiszącej wciąż nad głową dwójki, to pomyśl oceniania nauczyciela na stopnie jest psotą porównywalną chyba tylko z inną jeszcze – wymogiem posiadania przez tychże aktualnych badań lekarskich. Może by tak choć zwolnić z niego nauczycieli klas I – IV, a obowiązkiem tym objąć – dla wyrównania liczby badanych – nauczycieli akademickich, szczególnie tych, którzy nie ukończyli jeszcze osiemdziesiątki?

Sens psoty uczniowskiej zawartej w tym, że nauczyciel dostaje oceny widoczny jest dopiero wówczas, gdy na ocenianie owo spojrzy się nie z perspektywy szkolnego tylko podwórka. Pomyślmy bowiem jak to jest.

Nauczyciel ocenia ucznia tak samo, jak np. lekarz ocenia stan zdrowia pacjenta. Nauczyciel stawia stopnie: pięć. cztery itd. Lekarz natomiast ocenia, czy pacjent jest zdrowy czy chory. W najgorszym z możliwych przypadków stwierdza zgon. Skoro nauczyciela oceniamy używając takich samych zasad – stopni, jakich on używa dla oceny ucznia, to co stoi na przeszkodzie, żeby lekarzy oceniać w takiej samej skali ocen, jaką stosują oni do pacjentów? Ten najlepszy – byłby „zdrowy”, a najgorszy, który nie potrafi leczyć, spóźnia się do pracy itd. byłby oceniany jako „denat”. Mógłby ktoś protestować, że chodzenie po poradę do lekarza sklasyfikowanego jako „denat” może źle wpłynąć na psychikę pacjenta, ale skoro zdecydowaliśmy się już na pobieranie nauk u nauczyciela ocenionego na trójczynę lub jeszcze gorzej, to co za ceregiele z tym „denatem”. Nie przesadzajmy.

Jak już zaczniemy tak oceniać innych na zasadach wypracowanych przez biurokratów, to czas zapewne nastanie i taki, że na zasadach tych oceniać będziemy nie tylko nauczycieli i lekarzy. Sprzedawcy oceniają dla odmiany nie uczniów, nie pacjentów, ale towar. Ten najlepszy jest spod lady. Ten dobry – po luksusowych cenach – na sklepowych pólkach. Jest także ten zły – bubel. Przyjmując znaną już zasadę, że oceniany będziesz według tej samej zasady jaką przyjmujesz przy ocenie tego z kim lub czym pracujesz, mielibyśmy sprzedawców „spod lady” i „luksusowych”, ale nadto „buble” stałyby za ladą, a nie tylko na pólkach. – I jeśli już nie nauczyciel „dwójkowicz”, nie lekarz „denat” w przychodni rejonowej to może ten „bubel” za ladą przekona wreszcie kompetentnych, że ocenianie to rzecz poważna, a czas na szkolne figle i psoty przeminął bezpowrotnie wraz ze zdjęciem fartuszka czy szkolnej bluzy z tarczą.

Dziennik Bałtycki, 272 (12796) 21 listopad 1986

 

 

Tadeusz Wojewódzki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.