SZANSA

SZANSA

 

Pomimo naszej narodowej ponoć skłonności do komplikowania sobie życia – codzienności naszej nie komplikują z całą pewnością pytania o sens i cel życia ostateczny, najważniejszy. Pytamy więc wprawdzie sami siebie o to, jak żyjemy i sądzimy, że zwyczajnie – od pierwszego do pierwszego; pytamy też po co – mniemając, że dla dzieci, gdyż one są najważniejsze. Poza tym odczuwamy na co dzień sens przemijania dostrzegając nagle zmarszczki na własnej twarzy i sądząc, że czas zaraz po pierwszym goni, jak szalony, a po dwudziestym lezie, jak żółw – do pierwszego. Widujemy też własne marzenia, które niczym karawana odjeżdżają w siną dal i tym są dla nas mniejszą realnością, im więcej kartek zrywamy z kalendarza. I żyjemy normalnie, jak wszyscy. Jedni próbują brać życie za – jak to mawiają – pysk, a inni wożąc się po nim między nadzieją, że jakoś to tam będzie i pesymistycznym suflerem zrzędzącym, że będzie z roku na rok gorzej. I tak już chyba być musi. Życie w sumie jest zbyt proste by filozofować w nim na co dzień, włos dzielić na czworo – jedną ręką mieszając przypalającą się kaszankę, by z drugiej nie wypuścić zdobytej nie bez trudu gazety z programem na cały tydzień.

Są jednak i w tej codzienności dni zupełnie inne kiedy myślisz więcej i głębiej niż wymaga tego od ciebie dzień powszedni. Jaki jest właśnie dzień w którym wszyscy idziemy na groby.

Nie tylko dlatego, że pomyślisz w tym dniu o swoich najbliższych, którzy odeszli. Że wspominać będziesz wspólnie z nimi spędzane chwile, dni szczęśliwe, radosne, jak większość z tych, które wybiera dla nas nasza litościwa pomiąć. Także i nie dlatego, że rozrzewnisz się, rozczulisz przy tej okazji nad sobą – zaskoczony oczywistą myślą o tym, że i ty odejść będziesz musiał. Może już niedługo, może wkrótce nie pogodzony z własnym losem, z tym na co jeszcze czekałeś, czego się od życia spodziewałeś, z ostatnim i być może dlatego właśnie największym rozczarowaniem. Jakże często mówiąc o śmierci innych, płaczemy i współczujemy nie tym, którzy odeszli lecz… sobie.

W dzień taki jak ten właśnie, kiedy tłumnie podążamy na groby – w pociągach, na jezdniach i chodnikach ciaśniej jest niż zazwyczaj i dlatego odczujesz ciężar niejednego rodaka na własnym, jak zwykłeś mawiać – ślubnym – odcisku. Niejeden łokieć przeliczy ci żebra, namaca żołądek, ba, nawet obolałą wątrobę. Odnosić będziesz więc takie wrażenie, że jest nas cholernie dużo i mało tego, że jesteśmy tak liczni, to jeszcze bezczelni. Choćby to babsko wypasione z dwoma chryzantemami, zajmujące pól chodnika i człapiące noga za nogą. Wyminąć takiej nie ma jak, a przestawić tym bardziej, gdyż za ciężka. Albo dla odmiany ten „skarpeciarz”, który wepchnął się połatanym gratem akurat przed sam nos twojego nowiutkiego „malucha” lub, nie daj Boże, dolarowego nabytku. Kiedy będzie cię nachodziła myśl, aby tego rachmistrza ciekawego ilości twoich żeber, dusiciela twojej wątroby, depczącego po odciskach, wpychającego się gratem pod sam nos lub też ową nadmiernie roztyłą jejmość wdusić w ziemię, w pył obrócić lub uczynić coś równie niecnego, to pomyśl zanim krew cię zaleje, że z tymi, nawet z tymi ludźmi, łączy cię zbyt wiele, by im źle życzyć, skakać do oczu, by traktować jak obiekt agresji. Przecież dzień taki jak ten właśnie, najlepszą jest także i dla ciebie okazją, by uświadomić sobie, że cały ten podążający wraz z tobą tłum, wszyscy ci dźwigający chryzantemy, siatki i torby z tym, co do odświeżenia grobów ich najbliższych potrzebne, że wszyscy oni i ty także – za lat kilkadziesiąt, za owych przysłowiowych lat sto iść już tutaj nie będziecie. Choćbyś tego nie wiem jak bardzo pragnął, jako mocno chciał. Że ten świat, w którym obecnie żyjesz, świat z ludźmi których kochasz, ale także i z tymi, którzy doprowadzają cię do szewskiej pasji, jest czymś niepowtarzalnym, danym ci teraz i raz tylko. Bez względu więc na to jaki ów świat taktycznie jest zrozum, iż jest on z tego choćby tylko powodu wart tego, by go choć trochę lubić.

Nie ma się co obawiać, że myśli takie, jak ta – trącą infantylizmem, że zbyt są naiwne, jak na dorosłego człowieka. Cóż innego przekazaliby nam ci wszyscy, których w dniu owym odwiedzamy, a których wiedza, mądrość życiowa dostępne są nam tylko na tyle, na ile trafnie potrafimy dzisiaj ocenić ich życie i wyciągnąć z tego, co czynili wnioski dla siebie? A jakież inne mogą one być? Najważniejsze prawdy o życiu są chyba tak, jak i inne z prawd o naszym świecie, nadzwyczaj proste, nieomal oczywiste. Cała mądrość człowieka polega natomiast na tym, aby w porę je dostrzec, zrozumieć ich wartość i umieć zaakceptować we własnym życiu.

Dzień w którym idziemy wszyscy na groby różni się od pozostałych tym właśnie, iż jesteśmy wówczas bardziej refleksyjnie nastawieni do życia. W tym też sensie dzień ów szansą jest dla nas, by zrozumieć jak wiele łączy nas z innymi, teraz żyjącymi ludźmi. Ze świadomością tej prawdy żyje się po prostu łatwiej.

Dziennik Bałtycki, 255 (12779) 31 pażdzernik, 1, 2 listopad 1986

 

Tadeusz Wojewódzki

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.