APEL
Niejeden występuje u nas w czyimś imieniu: a to klientów, pacjentów, to znów konsumentów. Nikt jednak nie występuje u nas w imieniu uciskanych. Wykluczyliśmy z naszego myślenia ewentualność taką, aby ktokolwiek mógł być u nas uciskany. Ba, wykluczyły go chyba świetlane idee tolerancji, równości i sprawiedliwości, którym hołdujemy od wieków całych. A przecież w cieniu owych idei trwa ucisk bezwzględny, i choć cichy, to jakżeż okrutny. Ucisk tak skuteczny, że ofiary jego – w obawie przed kolejnymi represjami i prześladowaniami – boją się nawet głośniej zajęczeć i choćby anonimowo do gazety o tym wszystkim napisać. Nadszedł więc już chyba czas najwyższy, aby w ich imieniu głos zabrać publicznie i powiedzieć jak to jest. By przemówić męskim głosem w imieniu tych wszystkich pantoflarzy, tych namiastek męskości, tych nieudaczników życiowych, owych Ludwików od i do rondla. Tych wiecznie wystraszonych kogutów domowych, którym wiadome osoby moczą codziennie łby w zimnej wodzie, by zajęci ich suszeniem zapomnieli nawet o swym podstawowym prawie ustalonym odwieczną tradycją – prawie do porannego piania.
Panowie! Jest źle! Ród męski zanika. Trwa z góry zaplanowana i szeroko zakrojona akcja ukobiecania mężczyzn. Zakładają nam nylonowe fartuszki na ostatnie, przetarte na kolanach od domowej roboty, porcięta. Zaganiają nas do kuchni, miejsca znaczonego od wieków obecnością kobiet. Każą nam robić na drutach, każą haftować chusteczki do nosa od piątej klasy podstawówki zaczynając. Pieluchy prać każą! Ziemniaki obierać! Zupki przecierać! i tylko patrzeć, jak zagonią nas jeszcze do kurników, by kury sprawdzać, jak im też idzie z tym znoszeniem jaj.
Kobiety zawładnęły nami niespodziewanie. Wygoniły nas z foteli, z tych miejsc, gdzie nasi dziadowie i pradziadowie ucinali sobie poobiednią drzemkę. Gdzie palili cygarka i obczytywali gazetki. Zamiast tych foteli kobiety dały nam ich namiastki, atrapy uwierająca we wszystko, na czym się siedzi, gdzie więc siedzieć trudno, a o poobiedniej drzemce myśleć nawet nie ma co.
Kobiety swoimi wykrętnymi metodami doprowadziły do zaniku autorytetu męskiego imienia. Tu jut nawet nie o to chodzi, że zamiast imion typowo męskich, jak Kazimierz, Józef czy Jan zwą nas teraz różnymi „usiami”. Chodzi o to, że imiona nasze znalazły się na butelkach i to z płynami nie służącymi bynajmniej do czynienia rozkoszy naszym podniebieniom, ale do szorowania garów, do pomywania tłustych, paskudnych talerzy i całego tego kuchennego okropieństwa.
Panowie! Przetrzyjmy wreszcie oczy! Zrzućmy z nich te woalki założone nam przez kobiecą emancypację! Nadszedł czas walki o nasze, suwerenne prawa, o przywrócenie nam miejsca wytyczonego nie jakimiś tam światowymi nowinkami, ale naszą, narodową, wielowiekową tradycją. Zewrzyjmy szeregi! Organizujemy się w tajne komplety. Ale nie po to, by posiąść na nich sztukę robienia leniwych pierogów, kluch na łacie czy skarpet na czterech drutach. Nie po to, by zgłębiać tajniki podnoszenia oczek w rajstopach. Organizujmy się po to, aby podnosić naszą, męską świadomość.
Zdejmijcie wreszcie te fartuszki! Pogryźcie te wiklinowe trzepaczki, którymi każą wam trzepać w każdy piątek dywany, dywaniki i chodniki. Wywalcie raz na zawsze te kubły na śmieci, z którymi biegacie codziennie, jak szaleni. Wynieście na makulaturę te wszystkie „Kuchnie śląskie” i „polskie”, te przepity i przepisiki zbierane skrupulatnie całymi latami. Domagajcie się pism męskich, opozycyjnych względem „Przyjaciółki”, Kobiety i życia”, „Zwierciadła”, „Filipinki” i czego tam jeszcze.
Niech żyje ruch emancypacji mężczyzn! Precz z kobiecą tyranią i uciskiem.
Tadeusz Wojewódzki
PS.
Musiałem już kończyć, bo przypaliła mi się zupa. A może któryś z panów zna przepis na zabicie smaku tej cholernej przypalenizny. Byłbym bardzo zobowiązany. Zrewanżuję się przepisem na torcik bezowy z poziomkami. Bezy można kupić, a kilka słoiczków poziomek chętnie odstąpię, bo zaprawiałem przez cale lato. Czekam na pomocną dłoń.
T.W.
Dziennik Bałtycki, 275 (12517) 20 grudnia 1985