GADANIE
Słusznie uważa się, że za dużo gadamy, a za mało robimy. Tylko skąd się bierze to cholerne gadanie? Czyżby tylko z naszych do niego narodowych skłonności.
Cóż może począć właściciel przeciekającej na działce altanki? Nie gadać, tylko wziąć się do roboty. Kupić co trzeba i łatać te dziury, bo inaczej budka zgnije mu do reszty, wraz z całym tym działkowym mająteczkiem, na który zbierał zapamiętale całymi latami. Działkowicz udaje się więc do sklepu – dla działkowiczów – skoro są takie i prosi uprzejmie o rolkę papy, kilka litrów czegoś, czym mógłby papę do przeciekającego dachu przykleić oraz gwoździe papiaki. Ale w tym sklepie oraz wielu innych na takie tematy, jak papa czy papiaki może on co najwyżej pogadać sobie ze sprzedawcą. I to pod warunkiem, że sprzedawcą mieć będzie dobry humor oraz wystarczająco dobrą pamięć. Natomiast z konkretów – działkowicz nasz może się „załapać” co najwyżej na młotek. Cóż jednak może począć działkowicz, z owym młotkiem i przeciskającą budką? Ano, ma do wyboru – między domem wariatów, a kryminałem.
Może więc spróbować działań perswazyjno-wyjaśniających. Kiedy zaś wybierze takie rozwiązanie, to uda się niezwłocznie na działkę, by wytłumaczyć budce w czym rzecz. Powie jej, że kraj jest w kryzysie i papy brak. Zresztą takich przeciekających dachów, jak jej jest bardzo dużo i znacznie ważniejszych. Przeciekają przecież nasze osiedlowe drapacze chmur przez co niszczeje i tak skromna substancja, mieszkaniowa. A w budce nikt na stale nie mieszka (na razie). Następnie działkowicz odwoła się do jej – czyli budki z przeciekającym dachem – poczucia, perswadując, że w czasach wymagających od wszystkich większego, niźli kiedykolwiek spięcia się w sobie także i ona, działkowa budka nie powinna stać z boku lecz dać z siebie wszystko. Bo przeciekać dzisiaj najłatwiej i każda to potrafi Nadzwyczajna sytuacja wymaca od nas nadzwyczajnych czynów.
Poddawszy własną budkę działalności perswazyjno-wyjaśniającej oraz pomny tego, że budka wie o co chodzi i nie może tłumaczyć się brakiem orientacji, działkowicz obserwować może stopień jej zaangażowania w sprawę, a jak coś to zawsze zostaje mu ewentualność najgorsza, rozwiązanie o charakterze bardziej siłowym, do którego nikt przecież nie odwołuje się nazbyt chętnie. Może przecież budce owej zagrozić młotkiem. Wszak młotków u nas pod dostatkiem. Może też profilaktycznie przywalić takiej, byle nie w dach, bo da tym samym pretekst do przeciekania od tej pory ciurkiem, bez żadnych hamulców moralnych i umiaru fizycznego.
Jeśli działkowicza na tej działalności nikt nie przyłapie, nikt nie podglądnie, nie doniesie, to jego wygrana. Jeśli jednak będzie odwrotnie, to kaftan bezpieczeństwa ma jak w banku. Nikt przecież normalny nie gada do przeciekającej budki.
Działkowicz może jednak wybrać rozwiązanie inne. Wówczas pójdzie pogadać tu i tam. Dobrzy ludzie skombinują za pół litra co trzeba, ba nawet przywiozą na działkę. Jeśli jednak działkowicz trafi akurat na jakąś akcję, jeśli odpowiednie czynniki zainteresują się tym skąd on ma i tę papę, której w sklepach nie ma i ten lepik i papiaki – na wagę złota, to każą mu się tłumaczyć, a najlepiej wykazać rachunkami na to, czego w sklepach dla działkowiczów nie uświadczysz. Gadać więc będzie wówczas choćby nawet i bardzo nie chciał, a jak już pogada, to usiąść też może na czas jakiś. Przecież mienie społeczne mieniem jest bez względu na to, czy rolka to papy czy też „gruszka” cementu. I słusznie. Kto kradnie, niech siedzi.
Działkowiczom przeciekają jednak dachy nie tylko w altankach, ale także – tym z ostatnich pięter naszych bloków – dachy z prawdziwego zdarzenia. Cóż maże człowiek, któremu leje się na głowę? Na dach włazić mu nie wolno. Tym bardziej nie ma więc sensu iść do sklepu dla tych, których dachy przeciekają. Z problemem takim powinien on udać się do innego człowieka. Ten zaś dachów ma na głowie tyle, że gdyby uprawiał na nich szklarniowe pomidory, to zapewne wykupiłby już dawno na własność całe osiedle. Dachy ma płaskie, z fatalnym spadem. Papa starej daty wytrzymuje na nich najwyżej ze dwa lata. Ta nowsza przepuszcza już po kilku godzinach. Potentat papowy sprzedaje co chce, a jak nie kupisz, to się obrazi i zostaniesz nawet bez tej papy nowej daty. Dekarze zamiast po dachach- latają po innych zakładach, które wysyłają na zagraniczne dachy, bo tam „szmal” sam leci prosto z nieba. Nie ma więc ani dobrego spływu, ani dobrej papy, ani dekarzy. Są natomiast przeciekające dachy.
Cóż więc może zrobić ten gość od przeciekających dachów? Wyjście ma tylko jedno: poddać tych, którym leje się na głowę działalności perswazyjno-wyjaśniającej. Powiedzieć dokładnie i szczerze jak jest: że kraj w kryzysie i papy brak. Że takich dachów, jak ich jest bardzo wiele, że przeciekają też dachy ważniejsze. Że powinni zrozumieć ową wyjątkową, nadzwyczajną sytuację, która wymaga od nas wyjątkowych zachowań. Może nadto odwołać się do poczucia i prosić, by tamci się spięli. Młotkiem przywalać nie będzie. Może natomiast przy którymś z kolejnych wyjaśnień tej szczególnej przecież sytuacji dostać pomieszania zmysłów, a wówczas przyjadą po niego ci z kaftanem bezpieczeństwa i trafi tam, gdzie wcześniej już zawieźli właściciela przeciekającej budki.
Jeśli między jedną, a drugą pigułą uda im się złapać kontakt z rzeczywistością, to dojdą zapewne do wspólnego wniosku, iż do budki gadać nie należy, do ludzi natomiast trzeba, aby rozumieli, pojmowali, by zdawali sobie sprawę. Tylko dachy przeciekać będą nadal. I chociaż chciałoby się – w tej sytuacji – do nich też pogadać, to przecież strach.
Tadeusz Wojewódzki
Dziennik Bałtycki, 211 (12453) 4 października 1985