KURSY
Mądrzy ludzie mówią, że czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał. Jasiowie boją się jednak dwój nie dlatego, iż zapowiedzią są one niewiedzy w dorosłym ich życiu, ale nade wszystko rychłego lania i całej tej domowej „Kobry” jaką rodzice urządzać zwykli kiedy wróci się ze szkoły z czymś takim. Natomiast Janowie jakby na przekór temu właśnie, co mądrzy ludzie mówią nic tylko gremialnie walą na kursy wszelakie. Jasiowie chodzą więc do szkół, a Janowie – jak Polska długa i szeroka – na kursy.
Czymże są więc kursy owe w naszym życiu? Dla każdego czymś innego. Dla jednych pokutą – na przykład. Za to, że nie uczyli się za młodu i czas przeznaczony na naukę trwonili na rozdzieranie porciąt, grę w palanta i strzelanie z procy do niewinnych wróbelków, żeby już nie wspominać o dręczeniu biednych kotków i małych piesków. A pokuta jest to straszna, dawnych grzechów godna.
Dla innych kurs szansą jest. Nie tyle zdobycia wiedzy, co papierka. Ci z kolei uczyli się za lat młodych, jak na Jasiów przystało. Porciąt na płotach nie darli, w palanta grać nawet nie umieli, kotów za ogon nie ciągnęli, nawet psom podwórkowym starych puszek i butelek do ogonów nie przywiązywali. Jeśli już czas tracili, to na to jedynie, by do zeszytu bibułkę przykleić na kolorowej lasecie. No i kuli, kuli, gdyż wiedza to potęgi klucz. Szkoły pokończyli, studia, a bywa, że doktoraty również. Wiedzę to tacy mają. Ale nade wszystko kieszenie puste. No więc te klucze do po tęgi pochowali i na kurs przyszli. Kurs papier da na to, by ich własna inicjatywa w prywatną przerodzić się mogła.
Kursy tą więc kuźnią kadr nowych, których specjalizacja najśmielszym spośród naszych filozofów przyśnić się nie zdołała, o których też świat szeroki nic to a nic nie słyszał: ginekologo-papciarza, geografo-piekarza, fizyko-chłopa, filologo-stolarza itd., itp. Kursy takie są więc kuźnią kadr na miarę naszych potrzeb i czasów także naszych. Wyrazem są niejako naszej mądrości oraz kamieniem milowym na tej drodze, na której każdy szansę ma równe, choć droga to bez szans na dobrobyt ogólny.
Inni natomiast stękając i dukając, byki sadząc ortograficzne pierwszej oraz innych kategorii, trwają w coraz powszechniejszym przekonaniu, że obce języki są dla nich szansą wyzbycia się kompleksów powstałych przy użyciu własnego. Trwa więc ogólnonarodowe szaleństwo „obco językowe”.
Kursy językowe rządzą się własnymi prawami. Przede wszystkim prawem wiecznego repetowania. A mechanizm jest mniej więcej taki. Ktoś, kto nie zna jakiegoś języka zapisuje się na kurs dla początkujących, semestr I. A czyni to głównie po to, by już na pierwszej lekcji przekonać się, iż jest jedynym lub też jednym z bardzo niewielu na tym kursie, który nie tylko, że nie zna języka, ale wyjątkowo tępo go przyswaja. Jeśli wytrwa do końca semestru, to wróci na semestr I i nie będzie już odstawał od innych, niby to tak samo, jak i on właśnie początkujących.
To dopiero początek. Skoro bowiem ukończy pomyślnie semestr I i zapisze się na II, znów odstawać będzie od reszty całej zupełnie tak samo, jak za pierwszym razem na semestrze I. Przetrwa jednak – nauczony kursowym doświadczeniem, by pójść potem po raz drugi na semestr II. Tym razem przekona się, że nie odstaje od reszty i spokojnie już dotrwa do końca semestru II.
Tak więc mechanizm ów na tym polega, że jeden rok nauki trwa praktycznie dwa lata. Myliłby się jednak ten, kto byłby skłonny sądzić, że kurs czteroletni kończy się w lat jedynie osiem. Nie jest to możliwe. Ci bowiem, którzy ukończą semestr IV i zapiszą się na rok trzeci czyli semestr V trafią do grona takiego, w którym każdy co innego umie, a w związku z tym łatwo wrażenie odnieść, iż nie umie się nic zgoła. Najbardziej płochliwi, psychicznie najmniej odporni załamują się więc po kilku już lekcjach i co rychlej na młodsze kursy spadają. Bardziej strachliwi na semestr III, bardziej ambitni na semestr IV. I w tych właśnie spadających jądro sprawy tkwi, od nich ruch się bierze cały. Mniej bowiem ambitni kiedy już zlecą na semestr III popłoch czynią okrutny i podziw wywołują powszechny zarazem. Są to orły kursowe. Mądrzy są, jak sowy, i dumni, jak pawie. Kto spośród semestru III nerwy ma słabsze, ten szybko obcując z orłami kursowymi do wniosku dochodzi, iż nic po nim na szczeblu tak wysokim i spada na semestr I. Tam z kolei on orłem kursowym się staje, by -innych w kompleksy wpędzać.
I taki właśnie jest ów kursowy mechanizm. Konia z rzędem temu, kto powie o co tutaj chodzi.
Tylko patrzeć aż ktoś ogłosi, że kurs się szykuje dla tych, którzy na kursy wybrać się zamierzają. No, byłby czas ku temu i wielka, społeczna potrzeba.
Tadeusz Wojewódzki
Dziennik Bałtycki, 239 (12481) 8 listopada 1985