MIĘCZAKI
Im człowiek starszy, tym więcej rozumie. A nawet jeśli nie rozumie, to i tak godzi się z tym, co jest. Wszelkie przypadłości naszego żywota skłonny jest przypisywać ślepemu losowi, nie przeceniając własnego, a tym bardziej świadomego w nim udziału. Co innego, gdy w grę wchodzi akt tak desperacki, jak – nie przymierzając – rzucenie palenia. Kto już je rzuci, ma za swoje, a przede wszystkim nerwy na wierzchu ma, które noszą go, jak miotła czarownicę.
Noszą innych, poniosły i mnie nerwy owe. Hen, gdzie oczy z własnych nie dojrzą okien, aż do pobliskiego samu. Właśnie ciocia Eufemia ostatnia w ogonku stała. Ani obejrzałem się, a już byłem po wylewnych żalach na mój los beznikotynowy, na tę mordęgę, której końca nie widać.
– Jak słucham czegoś takiego, to mnie aż tutaj – wskazała okolice żołądka – ściska, aż mnie ze wściekłości skręca – przerwała moje szczere zwierzenia, no i zaskoczyła bardzo tym oburzeniem zamiast spodziewanego współczucia. Ludzie u nas wprawdzie nie są aż tak bardzo na ludzką krzywdę wrażliwi, ale kiedy w cztery oczy narzekasz, to każdy głośno ci współczuje. Tak przynajmniej wypada. Tak robią wszyscy.
Zeźliła mnie ciotko Eufemia. Nerwy jeszcze bardziej nosić mnie jęły, a chęć opuszczenia kolejki nierówną walkę podjęła ze świadomością konieczności powtórnego w tym dniu jeszcze do niej powrotu. Wreszcie złość zajęła miejsce po wstydzie i żalu nie ukojonego zwierzenia.
– Jakim prawem wrzeszczysz na mnie, skoro cierpię? – zapytałem bez niedomówień.
– Bo jesteś mięczakiem, jak cała ta stękająca reszta. Wy wszyscy stękacie, jęczycie i narzekacie najgłośniej wtedy, kiedy dzieje się coś złego w obrębie waszego koryta. Za kiełbasę jeszcze nie tak dawno temu potrafiliście odgryźć rękę, a i jeszcze teraz warczycie, jak psy. A ty rzuciłeś palenie, więc się w twoim korycie luka po ukochanym dymku pojawiła.
– Czyżbyś uważała, że sprawy fizjologiczne, a w tym głód, również i ten nikotynowy, powinny być prawdziwemu człowiekowi, nie mięczakowi, całkowicie obce? – przerwałem nieśmiało, gdyż ciocia Eufenia nie lubi, jak się jej przerywa.
– Nie o to chodzi, ale człowiek różni się np. od krowy nie flakami, ale tym przede wszystkim, że ma swój własny świat, swoje przekonania, wartości i te są dla niego cenniejsze bardziej nawet niźli trawa dla krowy. I mnie tylko o to chodzi, że dzisiaj coraz więcej jest wśród nas mięczaków, ludzi o pustych wnętrzach, którym jest wszystko jedno, byleby trawa rosła, byleby w korycie było. Obok nich można psychicznie niszczyć innego człowieka, można zadawać gwałt, a taki nie będzie nawet rozumiał co się dzieje, nie będzie wiedział o co w ogóle chodzi. Bo cały jego świat, bo wszystko o co się obawia i co rozumie, mieści się w jego korycie. A teraz ty jeszcze z tym niepaleniem…
Trudno powiedzieć jacy faktycznie są teraz ludzie. Czy bardziej oceniać ich po tym, co mówią czy też po tym, co robią. Tym bardziej, że jedno z drugim kupy się często nie trzyma. Poza tym kto u nas lubi takich charakternych, z zasadami, twardych i niezłomnych, już nawet bez względu na to jakie są to zasady czy wartości, którym hołduje. Przecież żyje się nam ciężko. Tego, co mamy nie starcza dla wszystkich. Wszyscy natomiast uważają, że należy się im właśnie, wszyscy racji swych dochodzą na swój własny sposób.
Poza tym, kiedy tak wiele sprowadza się w naszej codzienności do koryta, dziwnym byłoby, gdyby ono nie nabrało stosownej do ilości tych zabiegów wagi.
Ma więc chyba trochę racji ciocia Eufemia w tych surowych ocenach naszych wnętrz oraz tego, co się w nich dzieje.
Dziwne natomiast jest to tylko, że twarde czasy rodzą miękkich ludzi. W każdym razie wyjaśniałoby to chociaż po części tak powszechnie panującą u nas opinię, iż tak trudno jest dzisiaj rzucić palenie.
Tadeusz Wojewódzki
Dziennik Bałtycki, 14 (12538) 17 stycznia 1986