NA LUZIE

NA LUZIE

 

Codzienność pełna jest stresów, nerwów, napięć. Codzienność – to wredny szef, gderająca żona, to zaległe sprawy, które śnią się po nocach, to głowa nabita problemami, których, wciąż przybywa. Codzienność wyczerpuje nasze siły i każe tęsknić za urlopem. Bo urlop to sam luz, a nie masz – dla zdrowia – jak pożyć trochę tylko na luzie.

Człowiek żyje na luzie wówczas, kiedy dane jest mu to mieć, czego nie ma na co dzień. Różnym różnych brakuje różności, a więc i dróg osiągania luzu musi być wiele. Ogólnie wiadomo jednak, że owego luzu nie da się ani rusz załatwić, jeśli nie zostaną spełnione dwa podstawowe warunki, wolny czas i równie wolne pieniążki.

Czas wolny wolnym jest od obowiązku uczęszczania do pracy. Wolnym zaś być jeszcze powinien od wszelakich nakazów i rygorów narzucanych mu przez codzienność. Aby żyć na luzie należałoby zrezygnować ze wszystkiego, co ów czas musztruje. Najgorsze są stereotypy myślenia o czasie. Wedle nich zawsze coś jest „za wcześnie”, albo „za późno”. Codzienność uwikłana właśnie w takie myślenie każe nam sądzić, że wstajemy zawsze za wcześnie, a chodzimy spać za późno, że w pracy przebywamy za długo, a wypoczywamy za krótko itd.

Porzucając owe stereotypy możemy np. wstać o drugiej w nocy i pójść do mięsnego – w kolejkę. Pełny luz osiągany tym jakżeż prostym sposobem bierze się ze świadomości naszego wolnego wyboru wstania o tej porze. Bo to nie do roboty, ani na fuchę, ale na luzie właśnie, dobrowolnie, w poczuciu i z kartkami. Ci, którzy taką obierają drogę szansę moją nadto wystania szynki. Jej niecodzienność, nawet wybiórcza odświętność wniesie do domowego ogniska szczyptę wieprzowej pikanterii, której obecność wśród cielęcej rąbanki i wołowej łojowiny zdaje się mieć z problemem luzu związek bezwzględnie bezpośredni.

Wystawanie nocne pod mięsnym nie jest jeszcze formą masową, jak np. rodzinne zakupy dokonywane powszechnie na wczasach. Sens takiej – z kolei – drogi do osiągania luzu streścić się daje w następującym rozumowaniu: codzienność każe nam się bez przerwy spieszyć. Na nic nie mamy czasu. Na stanie w kolejkach także. Samo stanie nie jest dobre, ani złe. Złe są natomiast te nerwy, które pożerają nas w czasie owego stania w dni powszednie, pracujące. Nie masz więc większej przyjemności, jak postać sobie w kolejce, na kompletnym luzie, bez nerwów, ze świadomością, tego, że co, jak co, ale stać możemy sobie ile tylko wlezie. No więc kto żyw, a urlop ma i jest na wczasach, ten stoi jeśli już nie za czymś szczególnym, jak np. rzucone niespodziewanie majtki, to chociażby za lodami lub żeby się napić lub z innego jeszcze powodu. Po tych co stoją widać też, że mają pełny luz.

Luz bierze się ponadto z robienia wszystkiego inaczej, niejako na opak, wbrew codzienności. Taka też droga zyskała powszechną aprobatę wśród ludzi spragnionych luzu właśnie. I tak indywidualiści chodzący przez rok cały swoimi i sobie tylko wiadomymi ścieżkami ganiają letnią, urlopową porą w wielkich stadach nazywanych wycieczkami. Gapią się na to tylko na co gapią się inni, słuchają tylko przewodnika i jemu jednemu wierzą święcie, biegają z miejsca na miejsce w kosmicznym wręcz tempie, bez względu na wiek i faktyczne w tym względzie możliwości. Jadają wreszcie w paskudnych stołówkach, gdzie tace tłustsze są od noszonych na nich potraw i śpią w salach czterdziestoosobowych kryjąc swoją intymność wyjściowymi porciętami.

Inni znów, nawykli przez rok cały do chodzenia w jednym tylko stroju dopychają teraz walizy kolanami, by taszczyć je na drugi koniec kraju i paradować tam, na jednym deptaku i co rusz w nowym stroju, innych butach, kapeluszu, że nie wspomnę już o francuskiej bieliźnie i angielskich skarpetkach, z oryginalną metką chwacko wystawianą na buty – ku powszechnemu zachwytowi.

Przesiadujący i wysiadujący łażą teraz bez opamiętania, aż do zdartych butów i natartych do żywego stóp. Dla odmiany biegający przez okrągły rok, ganiający z wywieszonymi językami leżą teraz do góry swymi zapadłymi brzuchami i suszą kości na zakazanych plażach.

Wszyscy zaś odczuwają luz finansowy tak przemożny, tak niczym niepohamowany, że pieniądz leje się w tym czasie strumieniem szerokim do przepastnych kieszeni ludzi obrotnych, a to kiszących ogóreczki małosolne, a to skłonnych przynieść cytrynadkę na sam kocyk, to znów sprzedać piweczko przed trzynastą, zdjęcie zrobić z osiołkiem czy kucykiem itd. itp.

Luzu jest teraz dużo, boć urlop to sam luz i po to człowiek na urlop idzie, aby się tego luzu dopracować i nacieszyć nim do syta. Kiedy wróci codzienność trzeba będzie oszczędzać na każdym drobiazgu tak, jak przed urlopem, trzeba będzie chodzić w jednym ubranku, przesiadywać lub biegać całymi dniami i robić wiele innych jeszcze rzeczy typowych dla codzienności. A że ten luz w naszym wydaniu śmieszny, dziwny jakoś taki… No cóż. Człowiek tak umiera, jak żyje, a żyje tak, jak go no to stać. Dziwnie żyjąc dziwne byłoby, obyśmy mieli inny właśnie, niż taki dziwny luz. Póki co cieszmy się że go w ogóle mamy.

 

Tadeusz Wojewódzki

 

Dziennik Bałtycki, 164 (12099) 13 lipca 1984

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.