POGODA

POGODA

 

Byty takie czasy, kiedy salwami śmiechu witano u nas przeróżne tłumaczenia odwołujące się do pogody, wyjaśniające to, co nie zagrało, nie wyszło tak, jak się spodziewano lub jak obiecywano. Dzisiaj mniej się śmiejemy. Wygląda na to, że doceniliśmy rolę pogody i jej wpływu na to, się u nas dzieje. W rzeczy bowiem samej – kiedy słońce świeci i niebo czyste, to pchamy ten wózek codzienności nie zauważając w nim niczego aż tak bardzo denerwującego, godnego większego, niźli zazwyczaj, narzekania. Ale niech no tylko niebo pokryje się chmurami, dżdżyć zacznie i chłodem powieje.

Wówczas dopiero widać, jak bardzo sza­ro u nas. Szare są przecież futryny i drzwi. Szare są tablice ostrzegające, żeby stać na baczność, pojemniki na śmieci, la­tarnie, słupy i co tylko jeszcze malować można, przeważnie pomalowane jest na szaro. Nawet elewacje naszych bloków też są buroszare.

Kiedy pogoda paskudna, a niebo zach­murzone, widać wprawdzie ludzi w kolorowych ubraniach, ale cóż to za kolory… Wygaszone, stłumione, wyciszone, rozmyte. Patrząc na nie nabawić się można obsesji, myśli natrętnej, że tam, gdzie u nas far­bują kręci się wciąż ten sam upiorny fa­cet z nieodłącznym kubłem szarej farby, ktoś odpowiedzialny za pilnowanie stałej, równie szarej tonacji. No więc jeśli już w ogóle trafia się u nas – w tej sytua­cji – coś zdecydowanie kolorowego, to je­dynie tęcza. Kiedy jednak pogody ładnej nie ma, niebo pochmurne – tęczy także nie uświadczysz.

Kiedy pogoda słoneczna, to wejdziesz do sklepu, popatrzysz, zapytasz i wyjdziesz z niego, jakby nigdy nic. Jeśli jed­nak niebo jest pochmurne, to zaraz wyda ci się, że twoja z ekspedientką rozmowa dialogiem jest nadmiernie ciekawskiego z ociężałą psychicznie. Wszak ona nic nie wie! Ani co będzie, ani kiedy będzie i czy w ogóle będzie. Wie tylko tyle, że jak rzucą, to będzie. Jeśli już raz choć jeden w tym roku rzucili, to szansa jest niewielka. Z drugiej jednak strony to, że nie rzucili też nie jest podstawą do optymizmu. Nigdzie nie jest przecież powiedziane, że rzucać tak będą nadal. No więc właśnie – jak rzucą, to będzie. Kiedy tego słuchasz i w dodatku pogoda jest fatalna- to podniebienie, jak niebo, mocno ci czernieje.

Kiedy słonce świeci człowiek oddycha tym, co pod nos mu wpadnie i nosem tym nie kręci, nie wybrzydza. Kiedy jednak pogoda się psuje- człowiek więcej węszy i przez to wiele dla siebie w powietrzu złego czuje. Tak normalnie wdychać może wszystko, co tylko kominy i rury wyde­chowe wypuszczą. Kiedy jednak bure chmury nad nim zawisną, słoneczko przy­słonią, to zaraz jeden z drugim poczuje i tę siarkę i ten ołów w powietrzu: te tru­cizny, których dawno już nikt na świecie nie zjada – w kiełbasce i te promienie z betonów, przed którymi uciec można tylko na tamten – lepszy, bo wieczny świat. Siadasz wówczas i myślisz, że nie wiadomo w imię czego trują cię tak okrutnie, a trując kit jeszcze w uszy wciskają, że to, co trujące jest zdrowe, co brudne – czyste, a co mokre – że jest suche.

Przecież powietrzem innym, niźli my nie oddychają, mięsa innego nie jedzą (boć szynkę i podgardle z tej samej jemy świni), wody też innej nie piją. Kiedy więc pogoda ponura, to myślisz sobie, że tam­ci, kit wciskający – nie wiedzą, iż z na­mi na jednym wózku jadą.

Kiedy słońce świeci to myślisz nawet sobie, że masz ludzkie mieszkanko, takie niczego sobie. Pokoje w sam raz, nie za duże, nie za małe, nie za niskie, nie za wysokie. Kiedy jednak pogody brak na­chodzą cię myśli ponure. Że to nie pokoje lecz klatki dla małp. I czy się w nich wyciągniesz w poprzek, czy też wzdłuż- to czubkami palców u nóg i czubkami palców u wyciągniętych rąk i tak trzymać będziesz przeciwległe ściany.

Kiedy radosny promyk zachodzącego słońca zajrzy przez twe choćby i najbar­dziej zakurzone okienko, to z nadzieją w sercu, z oczekiwaniem nie cierpiącym zwło­ki włączysz telewizor, by obrazki ze świata obejrzeć, by wieści nowych posłuchać. Kiedy jednak promyczka tego zbraknie, kiedy niebo pokryje się czarnymi chmu­rami, to wiedzieć będziesz dobrze, już na zapas, zanim włączysz to cholerne pudło – co pokażą, co powiedzą, i w którym dokładnie momencie. I jeśli czekać fak­tycznie na coś będziesz, to na to tylko czy aby spikera nie załka w najważniejszym akurat momencie, czy chrypa okrutna nań nie napadnie, czy aby przypadkiem byka jakiego nie strzeli. Kiedy zaś do­trwasz w swej nie spełnionej nadziei aż do samego końca czyli do prognozy, to poj­miesz po raz kolejny, iż z pogodą tak jest, że na dwoje zawsze babka wróżyła.

Mniejsza o te kolory, o te trucizny, o mieszkania i wiele innych jeszcze rzeczy. Grunt, żeby zawsze pogoda była…

 

Tadeusz Wojewódzki

Dziennik Bałtycki, 205 (12447) 27 września 1985

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.