Przemijanie.
Lista największych przeciwników, o których zwykł myśleć człowiek na co dzień- obraca się wokół standardowych i niezbyt ciekawych postaci. To głupi szef, który, obawia się inteligentnego i zdolniejszego od siebie pracownika, a obawy swoje przeradza w nieustanne nękanie i obrzydzanie życia. To zawistna koleżanka o zbyt długim języku lub ktoś inny, małoduszny, ślepy, zacietrzewiony, bezmyślny. Ten ktoś przeszkodą jest w zrealizowaniu naszych marzeń, zawodowych i życiowych pasji czy też po prostu w prowadzeniu normalnego, spokojnego życia. Każdy, kogo dopadła kiedyś ludzka zła wola, wyszpera z pamięci bez większego trudu ową nieciekawa postać. Wszak nasza krzywda wymiar ma zawsze bardzo konkretny, namacalny – jak ci ludzie, którzy zgotowali nam koszmar wypełniony dławiącą goryczą bezsilności, świadomością tego, że cierpimy po to tylko, aby zaspokoić niskie pobudki złych ludzi.
Codzienność nie lubi refleksyjności, głębszego zastanawiania się nad nią, nad sobą, nad innymi. Ale nawet w tej codzienności trudno jest przecież oprzeć się wrażeniu, iż przypominamy niejednokrotnie tym udręczonym światem wózek wypełniony po brzegi gryzącymi się na śmierć i życie bezmyślnymi stworzeniami, istotami pozbawionymi świadomości tego, że i kat i jego ofiara są tragicznymi podróżnikami, zmierzającymi w tym samym kierunku, że to, czego brakuje nam najbardziej jest nie gdzieś tam, daleko poza nami, lecz w nas samych. Skądże bowiem wziąć brakującą nam na co dzień ludzką życzliwość, odrobinę nadziei, serdeczności, przekonania, że jesteśmy innym bliscy, potrzebni, coś warci, jak nie od innych ludzi ? Wygląda jednak na to, że znacznie łatwiej zrobić coś dla tych, którzy odeszli od nas na zawsze, niźli czynić cokolwiek dla żyjących wraz z nami, obok nas. Majestat śmierci wygasza w nas wrogość, niechęć. A życie? Dopóki trwa, zwykliśmy traktować je tak, jakby trwać miało wiecznie.
Są w naszym kalendarzu dni, które bardziej niźli pozostałe sprzyjają zastanawianiu się nad życiem, nad jego sensem. Dzień Wszystkich Świętych jest z pewnością takim właśnie. Idąc na groby naszych najbliższych, łącząc się z nimi myślami, mamy szansę lepszego zrozumienia rzeczywistego sensu życia, na które składa się nie tylko trwanie, ale przede wszystkim przemijanie. Szansą zastanowienia się nad tym, jak wiele dłużni jesteśmy tym, którzy odeszli. Ile nie zdążyliśmy z siebie im dać tego, co przychodzi koniec końców wcale nie z trudem, nie z wysiłkiem czy poświęceniem, a co im potrzebne było do życia. To, czego nie zdążyliśmy uczynić dla nich jest przecież ponadto naszym długiem u innych, którzy też odejdą, a wobec których nie potrafiliśmy być lepsi, bardziej ludzcy. Każdy z nas jest w tym sensie spóźniony. Zarówno w stosunku do najbliższych, o których zwykliśmy myśleć, że przez ową bliskość i codzienność obcowania z nami, są nam dani na wieczność, jak i do tych, z którymi łączy nas fakt życia z nimi tutaj, teraz, w tym samym czasie, dzielenia podobnego losu, podobnych trosk, cierpień i radości.
Istnienie naszej cywilizacji możliwe jest między innymi dlatego, że potrafimy z pokolenia na pokolenie przekazywać nasze doświadczenia, naszą wiedzę, mądrość. W tym sensie żywi są i obecni wśród nas ci wszyscy, którzy kiedyś uczynili dla ludzkości coś wartościowego. Ale nasze dzieje to przecież nie tylko historia techniki, medycyny czy kultury. To nade wszystko życie tych bezimiennych, którzy swoją szlachetnością lub jej brakiem, dobrocią lub czynieniem zła nadawali charakter minionym czasom. To także i ci, którzy dla idei nam najbliższych, dla przetrwania wartości najbardziej człowiekowi potrzebnych, bo decydujących o jego godności poświęcili wszystko, co mieli i mieć w życiu mogli. Ich doświadczenia życiowe, tragedie, klęski i zwycięstwa w walce z własnymi słabościami, namiętnościami i z tym wszystkim, co z ludzką egzystencją się wiąże -są dla nas szansą. Przede wszystkim uczynienia życia bardziej ludzkim, godnym, mądrzejszym – właśnie pamięcią o tym, że największym spośród naszych wrogów nie jest inny człowiek, ale niezależne od nas przemijanie.
W jakim stopniu z szansy owej korzystamy? Na to pytanie powinien odpowiedzieć w samotności każdy z nas.
Tadeusz Wojewódzki
Dziennik Bałtycki, 234 (12476) 31 października 1985; 1, 2, 3 listopada 1985