SIEDZENIE
Od czasu do czasu wybucha u nas głośna afera. Okazuje się bowiem, że ktoś nieodpowiedzialny wykorzystał kalendarzowe dogodności i coś tam odrobił, coś przełożył aby wykombinować sobie kilka wolnych dni. Gromkim głosem woła się wówczas, że to marnotrawstwo, że nie stać nas na takie kombinacje, że straty powstały, których nikt nie będzie w stanie odrobić. Przy takich okazjach zwykło się też sięgać po przykłady pozytywne czyli po takich, którzy też mogli odrobić, przełożyć i zrobić sobie wolne, a jednak nie uczynili tego świadomi czyhających nań niebezpieczeństw oraz stanu naszego narodowego ubóstwa. Te powtarzające się co czas jakiś alarmy, te głośne batalie wywoływać mogą wrażenie, iż nie lubi się u nas, gdy ludzie mają wolne. Że wolne, to stan sam w sobie anormalny, budzący nasz niepokój, wywołujący podejrzliwość, słuszny gniew oraz reakcje sprzeciwu.
I choć wszystko wydawać się tutaj może w porządku, bo żre nas kryzys, a ludzie wolne sobie robią zamiast pracować, więc jak się tutaj na nich nie oburzać, to jednak gadanie takie, psioczenie na tych nieodpowiedzialnych – odpoczywających- ostro działa mi na nerwy.
Wrodzone, własne lenistwo – to z pewnością powód. Ale czy jedyny? Czy najważniejszy?
Fakt, że ludzie odpoczywają musi cieszyć pracodawcę. Wszak mądry pracodawca wie, że człowiek nie automat i pracować może tym wydajniej, im bardziej jest wypoczęty, zrelaksowany, im skuteczniej potrafi zregenerować siły. Nie kto inny, jak właśnie nowocześni pracodawcy, bardzo wobec pracowników wymagający, sami dbają o godziwy wypoczynek pracownika. Nawet jeśli jest to dwugodzinna przerwa w pracy oferują swoim pracownikom basen, tenis lub inną formę relaksu, żeby już nie wspominać o sprawach tak oczywistych, jak godziwy posiłek gotowy do spożycia na miejscu, po cenach tańszych niż poza zakładem. I to się opłaca. Relacja jest bowiem tutaj prosta: lepiej wypoczęty lepiej pracuje. Uważam, że przekonywanie u nas kogokolwiek do prawdziwości takiej tezy byłoby wyważaniem otwartych drzwi. Wolne, odpoczynek – nie jest więc złem samym w sobie. A jeśli tak, to dlaczego tak gwałtownie reagujemy na to, że ktoś tam coś odrobił i ma tym samym dzień wolny od pracy?
Trudno oprzeć się wrażeniu, iż rozpowszechniła się u nas maniera nadmiernego przywiązywania wagi do pozorów. Boć właśnie pozory wzięły u nas górę zarówno w wyobrażeniach organizacyjnego kształtu, jak i właściwego sensu pracy. Praktycznym tego rezultatem jest zjawisko polegające na tym, że gros wysiłku pracownika sprowadza się do tego, by dotrzeć do pracy na czas. Ludzie goniący z samego rana, z wywieszonym językiem, z poobrywanymi guzikami, nieomal z obłędem w oczach, by na czas podpisać listę czy podbić kartę- sprawiają wrażenie, jakby czekał na nich ogrom pracy, robota tak wielka i tak wszystkim nam potrzebna, że bez jej wykonania stanie cały zakład, ba nawet miasto czy województwo. Wydawać się też może, że ludzie ci będą wracali z pracy zmęczeni, zmordowani i zadowoleni z tego, że wykonali kawał solidnej i dobrze zorganizowanej roboty. Tymczasem najczęściej ludzie ci wracają przede wszystkim znużeni, a nie zmęczeni. Znużeni czekaniem na pracę, siedzeniem, bezczynnością spowodowaną nie tyle własnym lenistwem, co nieudolnością ludzi pracę tę organizujących.
Z naszym wyobrażeniem pracy jest właśnie tak, że mówimy stosunkowo dużo i stosunkowo często na temat organizacji pracy, wydajności i wielu jeszcze innych spraw, ale w codziennej praktyce, już bez gadania- okazuje się, że najważniejsze jest to aby w pracy po prostu być, aby swoje w niej odsiedzieć.
Powstaje więc swoisty paradoks. Wszak nasze oburzenie na odrabiających pracę i organizujących sobie dni wolne ,miałoby sens wówczas, gdyby praca ta była tak dobrze zorganizowana, tak efektywna, że każdy inny jej kształt organizacyjny, poza obowiązującym, pociągać musiałby za sobą obniżenie jej jakości. Wówczas dokładanie przez tydzień czy dwa po jednej godzinie dziennie, by tym sposobem wygospodarować sobie dzień wolny mogłoby zmniejszyć wydajność pracy, jej efektywność oraz jakość wytwarzanych wyrobów. Ale jakiż jest sens tego świętego u nas oburzania się w przypadku pracy sprowadzonej głównie do czekania, do odsiadywania, pracy źle zorganizowanej, pełnej przestojów i wyczekiwania, a więc takiej właśnie, która bardziej nuży niż męczy? Czy oburzenie takie nie jest dowodem naszego miotania się, naszej złości wynikającej z bezsilności wobec wielu problemów związanych z organizacją pracy? Czy to przypadkiem nie jest tak właśnie, że w bezradności tej rozumujemy według schematu: jak już nie pracują – to chociaż swoje odsiedzą, a ponieważ organizowanie pracy nie za bardzo nam wychodzi, więc pilnujemy, jak oczka w głowie tego odsiadywania?
Tadeusz Wojewódzki
Dziennik Bałtycki, 128 (12370) 14, 15, 16 czerwca 1985