TARCZE

TARCZE

 

Do jakich wniosków prowadzić może porównanie szkoły lał sześćdziesiątych, ze szkołą obecną? Czy szkoła dzisiejsza wyjdzie z tego porównania z tarczą czy na tarczy? Moim zdaniem, ani z tarczą, ani na tarczy, ale – w dosłownym tęgo słowa rozumienia – bez tarczy. Wyłączając niedobitki w mundurkach techników czy też szkół zawodowych, które policzyć można na palcach, cała reszta – potęga – to anonimy bez tarczy.

W latach sześćdziesiątych, nie tak w końcu od obecnych odległych, młodzież szkolna tym różniła się od pracującej, że nosiła tarcze właśnie. Ale że od młodzieży pracującej, to może mniej ważne. Ona różniła się tym od dorosłych. Nieprzemijającym marzeniem wszystkich młodych pokoleń, którego sensu nijak pojąć w dorosłym już życiu nie można, jest możliwie jak najszybsze wejście w stan dojrzałości. Marzenie to tym silniejsze, im brak dojrzałości wiąże się z większą liczbą zakazów i nakazów, którym podporządkować się muszą małolaty. W tym to okresie żyje się przecież w głębokim przekonaniu, iż uchylenie owych rygorów, wejście w posiadanie przywilejów dostępnych dorosłym, równoznaczne jest z posiadaniem szczęścia, do którego warto wzdychać całymi latami.

Ćwierć wieku temu młodzież nie tylko teoretycznie, ale i praktycznie miała do czego wzdychać. Próg dojrzałości był tak namacalny, jak własny nos, którego bez lustra nie obejrzysz, ale namacalnie stwierdzić możesz, że jest. Wówczas to uczeń, w przeciwieństwie do dorosłego – musiał nosić tarczę, odpowiedni strój (pamiętacie te bluzy i granatowe spódniczki oraz takież spodnie?), nie wolno mu, było przesiadywać w kawiarni, a o spelunkach wiedza uczniowska była wówczas prawie żadna. Uczeń nie mógł nosić zbyt bujnej fryzury, a jeśli płeć była to piękna, to należało wystrzegać się szminki i wszystkich tych przyborów malarsko-kreślarskich, które służą dorosłym damom do wybawiania i usidlania pici brzydkiej. W tamtych też czasach niejednokrotnie sam pan dyrektor witał uczniów swoich w drzwiach szkoły. Nie tyle może z uprzejmości, co dla ciekawości własnej – który też to znów gagatek tarczę ma na zatrzaskach czy na szpilce- dla odmiany.

Miał więc do czego wzdychać człowiek młody, gdyż dorosłość w tamtych czasach to było coś.

Potem w środkach masowego przekazu pojawili się panowie, którzy – jak się to u nas mawia – wyszli naprzeciw oczekiwaniom młodzieży i podjęli szeroką kampanie na rzecz ubarwienia życia tejże. Ponieważ większość tego, co robimy, rozumiemy zbyt dosłownie, więc i efekt ubarwiania życia naszej młodzieży taki był, iż do szkoły wkroczyły kolorowe ubrania. Szkoła się zmieniła.

Zmienił się i uczeń. Wbrew pozorom różnica między uczniem z tarczą, a tym bez tarczy jest bardzo duża. Uczeń bez tarczy jest po prostu anonimowy. O anonimach można powiedzieć natomiast tyle, iż jedynie ludzie o wysokiej bardzo moralności zachowują się identycznie zarówno wówczas, kiedy działają anonimowo, jak i wówczas, kiedy pod tym, co robią, podpisują się swoim imieniem i nazwiskiem. Taka moralność jest przywilejem dojrzałości. Tarcza szkolna nie chroniła wprawdzie ucznia przed całym złem tego świata, ale egzystował on chociaż ze świadomością tego, iż jest uczniem, o czym zaświadczała tarcza na rękawie i jako uczniowi wielu rzeczy robić mu nie wypada, a wielu wręcz nie można. Choćby z obawy przed tym, że dzięki tarczy właśnie może być łatwiej zidentyfikowany. Wraz z tarczą zabraliśmy uczniowi obawy i troski tego typu.

Tarcza była chyba tym kamyczkiem, którego poruszenie i usunięcie ze szkoły spowodowało lawinę, obecności której nikt się, chyba nie spodziewał. Oprócz bowiem anonimowości ucznia na ulicy, prócz zmniejszenia szansy identyfikowania się ucznia ze swoją szkołą zrodził się nam, a zaostrzył szczególnie teraz jeden jeszcze problem. Stara to prawda, że kryzys biedzi biednych i bogaci bogatych. Obecnie jest właśnie tak, że część ludzi pozwolić może tobie na wiele i coraz więcej, a pozostali ledwo koniec z końcem wiążą. Widać to po nas, widać po ubiorach młodzieży, a widać tym bardziej, im mniejsze obowiązują rygory szkolne w zakresie ubioru. Nawet gdyby bogactwo rodziców było moralnie uzasadnione, bo wynikające z ich wysokiej fachowości, dzieci nie mają z tego tytułu prawa wynosić się ponad inne, biedniejsze, podkreślając to „szpanerskim”, pewexowskim strojem. Wychowanie w skromności i pokorze żadnemu jeszcze pokoleniu nie zaszkodziło. Wychowanie w „szpanerstwie” daje zawsze te same, opłakane efekty. Rozluźnienie, a raczej zlikwidowanie rygorów szkolnych w zakresie ubioru, młodzieży, oznacza dzisiaj przyzwolenie dla „szpanerstwa”, dla oceniania człowieka nie według jego wewnętrznych wartości ale na takiej samej zasadzie, jak ocenia się towar na sklepowej półce. Liczy się tylko ten towar, który jest ładnie opakowany. Ten źle, nieefektownie opakowany (patrz: źle ubrany) uważany jest „za gorszy”, często bezwartościowy. Jeśli z takim właśnie systemem wartości obcuje człowiek młody, najbardziej wrażliwy, kształtujący dopiero swoją osobowość, to czegóż możemy się po nim spodziewać, czego oczekiwać?

Tarcza szkolna jest więc dla mnie symbolem czegoś, co zanikło, z czego nieświadomie chyba zrezygnowaliśmy. Młodzież nasza dzięki jej nieobecności czuje się być może bardziej, niźli my w jej wieku, dorosła. A chodzi przecież o to, aby naprawdę taka była.

 

Tadeusz Wojewódzki

Dziennik Bałtycki, 56 (12580) 7 marca 1986

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.