TOLERANCJA

TOLERANCJA

 

Zarówno siebie, jak i innych określamy często według tzw. narodowych cech. Takim to sposobem Szkot jest w naszych oczach zapamiętałym dusigroszem, Francuz namiętnym kochankiem, Węgier bratankiem, a Czech pożeraczem knedliczków. Dla tropicieli prawd naukowych gadanie takie pozbawione jest sensu W rzeczy samej – spotkać przecież można niejednego marnotrawnego Szkota przepuszczającego lekką ręką majątek dziadka, natknąć się też można na Francuza, któremu obce są, tajniki zdobywania serc niewieścich, nie wspominając o bratankach, którzy lepiej poznawszy (na własnej skórze) nasze handlowe umiejętności bratankami naszymi wabią się niezbyt chętnie. Niemniej o narodowym charakterze mówi się u nas często i nie tylko w prywatnych rozmowach. Bynajmniej nie zawsze po to, by światu obwieszczać nowe prawdy. Akurat o prawdą najmniej tutaj chodzi. Jeśli zaś nie o prawdą, to o co?

W stosunku do innych – o naszą sympatię, bądź jej brak. Sympatyczniejszy jest przecież Czech wcinający michę knedliczków niż zasysający ślimaka choćby najlepiej przyrządzonego, choćby najbardziej pikantnego.

Pól biedy z innymi. Znacznie gorzej, jak zawsze z nami. Konia z rzędem temu, kto połapie się w tej różnorodności przyczyn dla których sami określamy swoje narodowe cechy. O co chodzić może, na przykład, tym, którzy mówią wprost lub dają do zrozumienia publicznie, że Polak nie potrafi pracować, że stać go jedynie na buble, na miernotę, bylejakość? Bubli mamy wprawdzie tyle, że gdyby w świecie przyszła nagle na nie właśnie moda, to wyparlibyśmy natychmiast Japonię stając się światowej rangi potentatem. Ale czy oznacza to, że bylejakość jest naszą narodową cechą? O tym, że nie jest tak przekonać się można niejednokrotnie podziwiając wytwory i pomysły często przewyższające światowe osiągnięcia, znane marki itd. Tylko jest jakoś tak, że te cudeńka nie za bardzo mogą przepchać się na światło dzienne. Poza tym nie jest też prawdą, że pracujemy mniej i lżej niż inni. Ale – jak się rzekło –w gadaniu takim nie zawsze o prawdę samą chodzi.

Ponadto powoływanie się na owe narodowe cechy może być próbą wyjaśnienia czegoś, co nie podoba się wielu, a za co odpowiedzialnych jest niewielu. Jeśli bowiem przyczyna zła tkwi w nas wszystkich, to wszyscy jesteśmy winni. Te narodowe cechy – przywary jawią się w takim kontekście niczym siły nieczyste, tak potężne, że przeciwstawienie się im przekracza granice ludzkich możliwości.

Powoływanie się na nasze narodowe cechy może więc być i faktycznie bywa ową przysłowiową deską ratunku czy, jak wolą, brzytwą, której tonący się chwyta, kiedy trzeba wyjaśnić coś, czego wyjaśnić się nie umie. Jak bardzo ratunek to wątpliwy przekonać się można pytając skąd taka cecha się bierze W odpowiedzi usłyszy się wówczas, że cecha ta pochodną jest innej, równie złej cechy narodowej, a ta z kolei innej jeszcze. Powstaje tym samym mistyczno-mitologiczne kółeczko narodowych przywar, które dobrze się kręci.

Prócz tego mówienie o naszych, narodowych cechach może być konsekwencją zaspokojenia naturalnej potrzeby każdego z nas uzyskania odpowiedzi na pytanie tak podstawowe, jak to choćby, dlaczego żyje się nam znacznie gorzej niżby to wynikać miało z zasobności Polski w przeróżne dobra, z potencjału dobrobytu tkwiącego i w ziemi i w ludziach. Wówczas faktycznie trudno jest oprzeć się wrażeniu, iż powtarzalność zjawisk przez nas niechcianych tkwi także w nas samych. Wówczas też pojawia się myśl natrętna, że niektóre cechy zapanowały nad nami to skali wręcz dla nas samych niebezpiecznej. Czyż nie jest właśnie tak z charakterystyczną – chyba tylko dla nas – tolerancją? Głównie dla zła pod przeróżnymi postaciami, na obecność którego w naszej codzienności godzimy się nieomal automatycznie. Tym złem jest m. in. krótka pamięć. Winnych rozszarpalibyśmy, ale tylko w pierwszym momencie, to odruchu wywołanym poczuciem doznanej przez nas krzywdy. Wystarczy jednak, by upłynęło trochę czasu, a chętnie zapominamy i przebaczamy. Kto zna tę właśnie naszą cechę, zna zarazem granice własnej bezkarności i braku odpowiedzialności I w grę nie muszą tutaj wchodzić tylko sprawy wielkie, ogólnonarodowe. Małoż to drobiazgów z własnego podwórka, choćby i miejsca pracy, które potrafią zatruć nasze życie skutecznie i na bardzo długo, dlatego właśnie, że pamięć mamy tak bardzo krótką, że tolerancyjni jesteśmy aż do granicy bezsensu?

Tolerancja owa sprawia wrażenie, jakby wkomponowała się w nasz system myślenia, oceniania i postępowania. Rozumiemy tych, którzy czynią nasze życie koszmarem, którzy komplikują sprawy proste, a to, co normalne czynią anormalnym. I trudno orzec czy tolerancja owa efektem jest zmęczenia, braku sił na mozolną walkę, na codzienne potyczki o drobiazgi czy świadomej rezygnacji.

Niezależnie od tego ile prawdy jest w takich i tym podobnych mniemaniach o naszych cechach narodowych jakżesz sympatycznym na tym tle jest ów Czech z miseczką knedliczków czy nawet ów szkocki sknera.

 

Tadeusz Wojewódzki

Dziennik Bałtycki, 167 (12409) 9, 10 11 sierpnia 1985

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.