TRADYCJA

TRADYCJA

 

Za kilka dni siądziemy przy wigilijnym stole. W naszej tradycji, w naszej kulturze jest to moment szczególny, nie mający innego odpowiednika; czegokolwiek, co byłoby w stanie moment ów zastąpić, jego brak w niewielkim chociaż stopniu zrekompensować. Toteż w dzień taki, jak ten właśnie łatwiej jest zrozumieć lub przypomnieć sobie sens prawd na co dzień wcale nie tak oczywistych, jasnych i prostych.

Na pytanie o to co w życiu jest naprawdę ważne, na co dzień odpowiada za nas samo życie. Kiedy biegniesz do tramwaju i tak już prawie spóźniony do pracy, wiesz dobrze, iż najważniejsze jest to, żeby ten tramwaj nie uciekł ci sprzed nosa. I tylko to się liczy.

Kiedy natomiast stoisz długo w jakiejś kolejce, kiedy zmęczenie tym staniem narasta w tobie wraz z postanowieniem, żeby jednak dotrwać do końca i kupić, to wiesz, że najważniejsze jest to „za czym” stoisz. I tak, jak gotów jesteś wskakiwać do uciekającego tramwaju, tak tutaj choćbyś najbardziej pokornym od lat dziecięcych cielęciem był, oczy możesz drugiemu wydrapać, łokciami żebra mu przeliczyć; jeśli tylko stanie się on zagrożeniem tego, co w tej chwili jest dla ciebie w życiu najważniejsze.

Codzienność taka już jest, ze mocno zgina nam karki i każe widzieć świat, ludzi i siebie samego w krzywym, karykaturalnym zwierciadle. To w nim właśnie ten uciekający tramwaj urasta do rangi jedynej szansy w życiu, której utrata równoznaczna jest ze stratą sensu życia. To ona czyni z intruza wpychającego ci się przed nos w kolejce, postać uosabiającą to wszystko, czego najbardziej w życiu nienawidzisz, czego nie znosisz i co zawsze chciałbyś fizycznie unicestwić. Często to codzienność właśnie czyni z ludzi o bogatych wnętrzach takie spięte, zaganiane, znerwicowane istoty goniące za tym tylko, co ucieka sprzed nosa, dostrzegające to tylko, co w zasięgu ręki i ceniące to, co namacalne, jak własny nos. Jest to świat konkretny i poza konkretami właśnie na inne sprawy nie ma w nim najzwyczajniej miejsca.

Dopiero przy wigilijnym stole, kiedy przełamujesz się opłatkiem z najbliższymi ci osobami, kiedy życzysz im wszelkiej pomyślności i wiesz, że w tym samym czasie, jak Polska długa i szeroka robią to samo rodacy, że oni także zostawili jedno puste miejsce przy swoim stole, że także czują mocniej w tym dniu więź łączącą ich z najbliższymi, dopiero wówczas uświadamiasz sobie, że prócz tych konkretów codzienności są jeszcze sprawy inne, nadające faktyczny sens całej reszcie. Dopiero teraz uświadamiasz sobie faktyczny wymiar własnych przedświątecznych „nieszczęść”, których przyczyna tkwiła a to w zbyt grubym tłuszczu owijającym zdobyczną szynkę, to znów w schabie o zbyt wielkiej kości, śliwkach zarobaczonych, sałatce przesolonej…

Stół wigilijny jest tym szczególnym miejscem, które pozwala nam uświadomić sobie jak bardzo, wbrew pozorom codzienności, nie jesteśmy samotni, jak wiele łączy nas z innymi ludźmi zarówno tymi, którzy żyją w sąsiednim mieszkaniu, bloku, w innym miejscu Polski, ale także z tymi, którzy od nas jut odeszli i z tymi, którzy po nas będą także kiedyś tak, jak my teraz, do wigilijnego stołu zasiadali.

W sumie bowiem to, co faktycznie ludzi łączy, to nie identyczne krzesła na których siedzą, takie same samochody o których marzą, czy takie same betonowe klatki, w których egzystują. Jest nim natomiast wspólny system wartości przekazany nam dzięki tradycji i możliwa do przekazania innym poprzez nią. Wartości tych nie da się dotknąć, jak obiektu zrealizowanych, codziennych naszych marzeń, a przez to ich faktyczne w naszym życiu znaczenie wcale nie musi się wydawać na co dzień aż tak zrozumiałe i oczywiste.

To, ile z tradycji potrafimy wziąć dla siebie i przekazać innym zależy już bezpośrednio od nas samych. Także i to czy będą w grę wchodziły jedynie powierzchowne formy, powtarzane bez zrozumienia ich właściwego sensu i znaczenia czy też będzie to coś znacznie więcej.

Codzienność sprzyja powierzchownemu traktowaniu wszystkiego, także i spraw najważniejszych. Dlaczegóż więc tradycja miałaby stanowić w tym względzie wyjątek? Przypomnienie o tym niebezpieczeństwie nie samą tradycję bierze w obronę, albowiem nie ona jako taka jest tutaj najważniejsza. Rzecz w tym przecież, iż potrzebna jest ona człowiekowi, jeśli już nie z innych względów, to choćby po to, by nie czuł się w dzisiejszym, ale i w jutrzejszym świecie osamotniony, zagubiony, opuszczony. Rozwój techniki i całej współczesnej cywilizacji też tradycji szans na to nie daje.

Życzymy więc sobie nawzajem, abyśmy jak najdłużej potrafili czerpać z tradycji to wszystko, co jest ona w stanie współczesnemu człowiekowi dać.

Dziennik Bałtycki, 296 (12820) 19 grudnia 1986

 

 

Tadeusz Wojewódzki

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.