ZACHOWANIE

ZACHOWANIE

 

Pan Adam J. z Sopotu uznał za twój obowiązek wyrazić zdziwienie, że „tak poczytna gazeta, jak „Dziennik Bałtycki” zamieszcza na swoich łamach takie artykuły, jak np. artykuł Tadeusze Wojewódzkiego pt „Okropieństwo”.

Przypomnę, że felieton mój traktował o zanieczyszczeniach psiego pochodzenia, które to w całej swej okazałości ujawnił topniejący śnieg. No cóż, argumenty w tej sprawie nadal leżą tam, gdzie leżały i trudno wprawdzie zachęcać zainteresowanych do ich baczniejszego oglądania, ale jako kontrargument pozostaje chyba tylko taka właśnie sugestia.

Pomimo powszechnej i tak bardzo sugestywnej obecności owych okropieństw w naszym otoczeniu, mój Szanowny Polemista konstatuje w związku ze wspomnianym felietonem, że „artykuły powinny być rzeczowe, obiektywnie zgodne ze stanem faktycznym, a nie wywołujące u czytelników oburzenia”. Ponieważ deklaruje się pan jako miłośnik zwierząt, a mnie posądza o nienawiść do czworonogów, więc rozumiem z tego, że miłośnik zwierząt to ktoś taki, kto nie mówi o tym, co widzi- dla dobra sprawy. Jest to dość stara przecież i znana u nas szkoła patrzenia na rzeczywistość. Nie tylko na psy. Tak uczyliśmy się patrzeć na wiele wartości. Wedle tej szkoły kocha i jest z nami tylko ten, kto widzi jedynie dobre strony i o nich głośno mówi. Kto zachowuje się inaczej jest naszym wrogiem. To, o to chodzi – prawda? Można w ten sposób, ale tylko na swój własny, prywatny użytek. Jeśli bowiem wymaga się od innych takiego spojrzenia na rzeczywistość, to pamiętać trzeba o tym ile nieszczęść przyniosło nam ono w przeszłości, ile potworków napłodziło, co z naszymi mózgami uczyniło i jak silnym piętnem – aż po dzień dzisiejszy – na mózgu niejednego z nas odcisnęło. Mało nam tego jeszcze?

A jeśli chodzi o deklarację miłości do zwierząt, to tak, jak z innymi deklaracjami – gładko nam to idzie. Osobiście bardziej nawykłem oceniać ludzi nie po tym, co deklarują, lecz co czynią. Miłość nie jedno ma wprawdzie oblicze, sądzę, że do psa także, ale ta ograniczająca się do podrapania za uchem i pogłaskania po łbie od czasu do czasu – to chyba małpia do psa miłość, niewiele z prawdziwą mająca wspólnego. Posiadanie psa to za mało, aby nazwać się miłośnikiem zwierząt. Psem trzeba się jeszcze opiekować. A jak ta nasza nad psami opieka wygląda? Ile czworonogów gania samopas po naszych osiedlach? Ile wyje w zamkniętych mieszkaniach? Ileż wreszcie jest psów bezpańskich w azylach i poza nimi? Warto tez pamiętać o cierpieniach wielu pogryzionych przez psy. Są to fakty oczywiste i powszechnie znane, ale przypominam o nich tutaj, albowiem sądzę, że miłośników i wrogów zwierząt szukać trzeba przede wszystkim wśród tych, którzy mają z nimi kontakt najczęstszy, a mają go przecież właściciele psów. Niechże więc Pan w moim krytycznym o właścicielach psów pisaniu widzi to, co jest – jedynie pretensje do właścicieli.

Nie wiem o jakim to trzecim świecie mówi Pan twierdząc: „nie żyjemy w trzecim świecie, nie ma zakazu posiadania psów, a właściciele ich uiszczają dość wysokie podatki i opłaty sanitarne”. Kto byt np. w Szwajcarii widział zapewne w osiedlach mieszkaniowych piaskownice przykryte na noc specjalnymi siatkami w tym celu, że gdyby jakiemuś psu przyszła ochota zrobić w takim miejscu to, czego robić nie powinien, to nie ma na to najmniejszych szans. Właściciel psa wie też zapewne jakie obowiązki ciążą na nim. I w dodatku płaci stosunkowo wysokie podatki. Natomiast u nas zobaczyć można niejednego właściciela psa beztrosko przyglądającego się, jak jego pupilek robi w piaskownicy to, w czym potem bawią się dzieci. Tutaj nie chodzi o zapłatę za sprzątanie, ale o zwyczajną kulturę osobistą i właśnie z nią nic nie ma wspólnego myślenie, że skoro płace za czystość, więc mogę brudzić ile tylko wlezie i gdzie popadnie.

Nie mylmy tych spraw. Przeciec obowiązek odpowiedzialnych za czystość i fakt, że z obowiązku tego niewielu wywiązuje się, jak należy – to jedna kwestia, a nasza – właścicieli psów reakcje na to, gdzie się pies załatwia, to sprawa druga, Z windy, schodów i chodników wszystko to, co się psom przytrafi winni sprzątać ich właściciele, a nie dozorcy. Przecież są to sytuacje analogiczne do tych, kiedy rozleje się nam mleko w miejscu publicznym czy zbije butelka z innym płynem. Że coraz mniej ludzi czuje się w obowiązku sprzątnięcia po sobie w takiej sytuacji – to już kwestia naszej osobistej kultury, ale wytykanie takich spraw, również właścicielom psów nie ma nic wspólnego z nienawiścią do czworonogów, którą mi Pan imputuje, lecz z naszym zachowaniem na co dzień.

 

Tadeusz Wojewódzki

 

P.S. Za słowa poparcia w tej samej sprawie dziękuje szczególnie pani Barbarze B. z Oliwy, Mieczysławowi N. z Sopotu oraz Zdzisławowi O. z Gdańska.

Dziennik Bałtycki, 49 (12876) 27 lutego 1987

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.