ZŁOŚLIWOŚĆ
Są lekarstwa skuteczne choć proste, jak – nie przymierzając – rycyna. Są choroby niegroźne, choć męczące, na które nie ma lekarstwa, jak chociażby katar – postrach prawdziwych mężczyzn. No jest… złośliwość, na którą nie ma lekarstwa tak skutecznego, jak rycyna właśnie. Choć nie jest to choroba, potrafi zamęczyć człowieka na amen. Czy nie ma przed nią ucieczki? Czy nie ma na nią żadnego sposobu?
Złośliwość ludzka bierze się stąd, że człowiek ma wrażliwą naturę. Szczególnie na to, co się z innymi i u innych dzieje. Kiedy więc Kowalski kupi sobie nowy samochód, a Kowalewski nie kupi go nigdy, bo za biedny, to cóż pozostaje Kowalewskiemu? Może tylko zazdrościć. Ale z zazdrością jest przecież tak, że gryźć ona będzie Kowalewskiego, a nie Kowalskiego. Jednak nie o to chodzi. Kowalewski przypilnuje Kowalskiego. kiedy ten znów pójdzie przecierać czyste szyby i pucować błyszczącą karoserię swego malucha. Jest to dla Kowalewskiego jedyna okazja, aby zwrócić uwagę Kowalskiemu na liczne i wyraźne wybrzuszenia lakieru, których – zaślepiony radością z nowego nabytku – Kowalski sam nie dojrzy. Musi nasz Kowalewski przestrzec tkwiącego w niewiedzy posiadacza, że znana jest mu ta właśnie seria maluchów, gdyż kupili je bliscy jego znajomi i teraz starają się na gwałt pozbyć tego paskudztwa. Podobno w tej właśnie serii jest też jakaś ukryta wada w układzie kierowniczym i kilku ludzi się już zabiło, ale jak to u nas – trzymają wszystko w tajemnicy, bo nie chcą paniki wywoływać. Ponadto niektóre egzemplarze z tej serii lubią się same zapalać. Więcej Kowalewski dodać nie musi. Jak pierwszą, uświadamiającą rozmową w zupełności wystarczy.
Sądząc więc po Kowalewskim złośliwość jest dla nas szansą powrotu do stanu nieomal normalnego, czyli takiego, kiedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że Kowalski kupił samochód, ktoś inny wyjechał zarabiać w „zielonych”, a jeszcze ktoś wygrał lub ukradł kilka milionów. Kiedy więc zadasz komuś trochę choćby tylko złośliwości i zobaczysz, że skutki osiągnąłeś pożądane, wnet poczujesz, iż zazdrość, która gryzła cię tak okrutnie, popuszcza jakby z minuty na minutę, że sprawa cała, która kamieniem ci na sercu leżała, z serca twego schodzi, przez co humor wyraźnie ci się poprawia i stosunek do świata zyskasz jakby serdeczniejszy. Chciałoby się więc aż pisać na transparentach: „Przez małe złośliwości idziemy ku wielkiej dla ludzi serdeczności”.
Złośliwość nie narusza ponadto naszego wyobrażenia o sprawiedliwości, a tym bardziej jej samej szwanku najmniejszego nie czyni. Wszak powinno być sprawiedliwie, czyli po równo – tak przecież myślimy. No, ale gdy taki Kowalski ma nowy samochód i jeszcze radości dużo, a dla nas tylko zazdrość pozostaje, to czy taki stan rzeczy ma cokolwiek ze sprawiedliwością wspólnego? Jeśliby chociaż z tym samochodem kłopoty miał, żeby mu wciąż się psuł, na drodze stawał, albo najlepiej wprost przed naszym oknem „rozkraczał”. Człowiek mógłby chociaż wtedy do żony powiedzieć: „Widzisz? Tyle forsy wpakowali, działkę nawet sprzedali i po co im to pudło było? Same teraz kłopoty mają. Popatrz przez okno, znów tego grata pchają. Jak tak dalej pójdzie, to będą sobie musieli konia kupić, żeby ich z tym ‘maluchem’ do Polmozbytu ciągnął”. Wtedy i żonie i tobie zaraz na sercu jakoś lżej byłoby. Kiedy jednak dzieje się inaczej, kiedy los nie obdziela nas wszystkich sprawiedliwie, trzeba mu dopomóc. Zrobić tak, żeby się Kowalski martwił, gryzł, po nocach nie spał i myślał o tym, co od nas o swoim nabytku usłyszał. Mieć będzie wprawdzie samochód, ale też mieć będzie także i za swoje. I tak jest właśnie sprawiedliwie, a już z cala pewnością sprawiedliwiej.
Jak więc widać przed złośliwością trudno jest człowiekowi uciec, trudno się jej ustrzec. Niemniej sytuacja nie jest wcale beznadziejna. Kiedy bowiem dostaniesz już tego wymarzonego, wyśnionego „malucha” z przedpłaty, to nie ciesz się, nie skacz pod sufit i nie tup z radości. Wszak sąsiedzi słyszą. Nos musisz zawiesić na kwintę, plecy przygarbić, a gdy tylko ktoś do ciebie podejdzie i zobaczysz, że właśnie otwiera usta, uprzedź go szczerym wyznaniem trosk i kłopotów, jakie nowy nabytek ci sprawił, choćby i nie sprawił najmniejszego. Mów więc długo i wylewnie, że ty wcale tego „malucha” nie chciałeś, że ciebie źli ludzie namówili, że byłeś w sytuacji bez wyjścia. Płacz i narzekaj, a być może zdarzy się wówczas, że poklepie cię po plecach DŁOŃ PRZYJAZNA i posłyszysz słowa pocieszenia, porady przyjacielskiej, lub otrzymasz propozycję wspólnego zalania robaka.
Bo tak w sumie, to dużo mamy w sobie dla innych serdeczności i dużo dać z siebie tym innym potrafimy. Tyle tylko, że, muszą to być ludzie smętni, zagubieni i wielce nieszczęśliwi, biedniejsi od nas, mniej zdolni, słowem gorsi pod wieloma względami. Od tego czy się ta prawda o nas bardziej czy też mniej podoba to jest ważniejsze, że kto ją zna i do niej się w życiu stosuje, ten mniej zaznaje ludzkiej złośliwości.
Tadeusz Wojewódzki
Dziennik Bałtycki, 26 (12550) 31 stycznia 1986