PRZECIĘTNIAKI
Podręczniki szkolne pełne są ludzi genialnych, wielkich, nieprzeciętnych. Natomiast życie wypełnione jest po brzegi takimi, o których powiedzieć można, że na dobrą sprawę ani ich w życiu nie widać, ani nie słychać. Ci ludzie tłem są dla wielkich, sławnych lub po prostu bezczelnie bogatych. Sytuacja taka stwarzać może wrażenie, jakby „nadzwyczajnych” więcej było niż reszty całej. Ale tak naprawdę to najwięcej jest przeciwników.
Świat przeciętniaków wypełniony, jest po brzegi całą masą drobiazgów. Wypełniają go graty zdobywane całymi latami, na różne zresztą sposoby, zawsze jednaki i niezmiennie za kolejną pożyczkę z kasy zapomogowo-pożyczkowej. Ponadto jeszcze ciuchy przerabiane po kilkakroć, których wciąż żal wyrzucić, choć nosić ich już dalej nie sposób.
No i to żarcie. Przeciętniacy wciąż krążą wokół żarcia. Albo zarabiają na nie, albo to, co zarobili przeżerają w całości. Stoją więc w kolejce, żeby kupić, albo gotują całymi godzinami żylaste gnaty zasłużonych dla rolnictwa byków czy kogutów, albo też przemywają całe sterty garów i talerzy zawsze przeraźliwie tłustych. Bo też żarcie centrum samo świata przeciętniaków, zajmuje wraz ze sprzątaniem, z tym nieustannym łażeniem ze szczotką i szmatą, z tym wiecznym praniem, suszeniem i prasowaniem – wyznaczając sens i charakter żywota przeciętniaków.
Żywot ów jest egzystencją od drobiazgu do drobiazgu. Każdy z nich wymaga jednak zdobywania. Każde zdobycie poprzedzone być musi wieloma próbami dotarcia do czegoś lub do kogoś. Każdy drobiazg nadyma się więc w tym świecie do monstrualnych wręcz rozmiarów przesłaniając słońce, niebo, ziemskie i niebiańskie problemy. W nieustannej bieganinie, ciągłym szukaniu dojść, w tym polowaniu, czajeniu się, pilnowaniu i oczekiwaniu tak naprawdę liczy się jedynie ów drobiazg. Liczy się działaj. Jutro liczyć się będzie inny, ale też drobiazg.
Być może dlatego właśnie, że zdobywa wszystko z tak wielkim trudem, przeciętniak trzęsie się nad swym – pożal się Boże – dobytkiem wcale nie mniej niż niejeden bogacz nad zawartością własnego sejfu. Być może dlatego właśnie przykrywa pluszowe kanapy niezbyt gustownymi lecz tanimi szmatkami, bije dzieciaki po łapkach, gdy tłuste są i dotykają czegokolwiek, książki obkłada w szary papier i „mają stać” za szkłem, a w parterowe i piętrowe okna tudzież balkony wstawia mocne kraty, nie wspominając już o drzwiach, które z dykty są wprawdzie lecz obowiązkowo kilka muszą dźwigać standardowych zamków.
W każdym razie ten wielki wysiłek włożony w zdobycie tak nieprawdopodobnie wielkiej liczby drobiazgów niezbędnych do prawie normalnego życia zabiera przeciętniakom wszystkie nieomal siły, całą inwencję i energię życiową. Nie starcza więc jej – z reguły – na cokolwiek innego. Przeciętniacy mogą więc co najwyżej kląć w duszy na swój własny los, na dziurę w chodniku, na pogodę, na kwaśny twarożek. Mogą też nadepnąć złośliwie na odcisk innemu przeciętniakowi, by powarczeć troszeczkę lub odszczekać – dla urozmaicenia i odmiany. Mogą też w wolną sobotę, w dzień biały spać na kanapie lub też w wolne czy świąteczne popołudnia mózg swój obolały i obszturchany codziennością poddać telewizyjnej rekonwalescencji.
Rzadko który z przeciętniaków hula wśród obłoków lub bzdury plecie na temat życia, ludzi, tego jak jest czy też jak być powinno. O bogatych wiedzą, za podnieśli z ulicy to co podnieść mógł przecież każdy inny; o wielkich – czy wielkiego są też charakteru ludźmi; o nieprzeciętnych – gdzie zaczyna się granica ich przeciętności.
Uważający się za wielkich, a w każdym razie nieprzeciętnych raz widzą w przeciętniakach samą tylko mizerotę, innym znów razem ostoję prawdziwych wartości i szansę na ich przetrwanie. Najczęściej jednak takie obowiązuje tutaj myślenie, że jeśli np. przeciętniak w pijacki wpadnie nałóg lub pęknie w środku, po cichu lecz skutecznie – to będą widzieć w nim pijaka – moczymordę, wariata, którego w kaftan trzeba i do domu bez klamek. Jeśli zaś wielkiemu coś takiego się przytrafi, uznane to będzie za wielkości tegoż człowieka naturalną kolej rzeczy by stanowić odtąd nieodłączny jej element podziwiany na równi z pozostałymi dziwactwami.
Dwie są wszakże na świecie miary: jedna dla wielkich, druga dla przeciętniaczków. Kiedy pierwszą z nich się mierzy, to wszystko duże jest, ważne, godne naśladowania, szacunku i uznania. Mierząc drugą widzi się samą tylko przeciętnotę, nijakość, mizerotę i byle co.
Genialni, wielcy i nieprzeciętni godni są szacunku i uznania, co zrozumiałe jest samo przez się. Bogaci – mają wszystko, chociaż wciąż prześladuje ich myśl, że zdałoby się mieć jeszcze troszeczkę. Więc miejcie! Ale, jednym i drugim najbardziej potrzebni są… przeciętniacy. Wielkim, by ich wielkość widoczna była na tle przeciętności, bogatym, by pysznić się mogli i utwierdzać w przekonaniu o swojej wyższości – żyjąc wśród przeciętnie biednych.
Dbajcie więc genialni, wielcy, nieprzeciętni i bogaci o przeciętniaków. Bez nich staniecie się nijacy…
Dziennik Bałtycki, 224 (12159) 21 września 1984
Tadeusz Wojewódzki